niedziela, 29 grudnia 2013

Chorowanie


Wszystko dzieje się dobrze... do czasu kiedy przychodzi choroba. Czasem długi czas siedząca w ukryciu, bez widocznych objawów. Widocznych dla ludzi. Koty widzą wszystko... Od jakiegoś czasu Nilpert, oprócz tego, że drze koty z Lolą, zaczął także nieprzepadać za Bunią. Myślałam, że to kwestia tego, że Bunia była przeziębiona i zasmarkana, ale okazało się, że nie tylko. Pewnego dnia telefon od Onego - Thor napadł na Bunię i chyba ją poturbował (lekko ciężkawy jest chłopak - niemal dwa razy cięższy od Buni), bo Bunia kuleje na tylne nogi... Zmartwiałam... Kiedy wróciłam do domu okazało się, że rzeczywiście Ony nie przesadzał, a stawy buninych łap są spuchnięte.
- Użarł ją? - myślałam gorączkowo - Przygniótł?
- Thooor..? - zawołałam - co tu się stało?
- Nic nie zrobiłem... - patrzył na mnie z podłogi ogromnymi oczami, najbardziej niewinnymi na świecie - chciałem się bawić, zrobiłem normalną napadkę, no wiesz taką z naskokiem z góry, a ona wtedy zaczęła tak bardzo krzyczeć... i się przestraszyłem, i Ony też już do nas biegł. To zwiałem.
Czekała nas w takim razie wizyta w lecznicy. Tam ustalono, że to nie wina Thora i że to się działo już dużo dawniej, bo Bunia ma zapalenie stawów skokowych. Żadnych objawów, żadnych symptomów choroby... tylko tyle, że więcej siedziała pod łóżkiem i Nilpert ją straszył. Jak to mówią: Kot cierpi w milczeniu.
Po powrocie do domu pozostała mi jeszcze rozmowa z Nilpertem.
- Chodź no tu Nilpert - zawołałam największego domowego chuligana.
- Będziemy się bawić? - przybiegł w podskokach.
- Nie. Będziemy poważnie rozmawiać - zmarszczyłam brwi.
- Eee... to nudne. - chciał sobie iść, ale zatrzymałam go i posadziłam go na stole.
- Bunia jest poważnie chora - zaczęłam.
- Wiem, wiem... i trzeba ją dobić - oświadczył.
- A urwać ci ogon? - zapytałam niewinnie.
- No co, no co? - chyba poczuł się urażony - Stara już jest, bawić się nie chce, a zjada mięso - tłumaczył.
- Nilpert, a ty pamiętasz swoje trudne dzieciństwo? - zapytałam - czy ktoś cię wtedy chciał wyeliminować, bo byłeś chory i miałeś przepuklinę?
- Co miałem? - zdziwił się
- Dziurę w brzuchu. Normalnie od razu do dobicia - rzuciłam mściwie.
- I co zrobiłaś? Mam ją jeszcze? - jego oczy zrobiły się ogromne i zaczął lekko dygotać.
- Kasia ci zaszyła, matole. Już jesteś zdrowy, ale kiedy byłeś po operacji to nikt cię nie dobijał ani nie prześladował tylko wszyscy ci współczuli - no może oprócz Loli.
- To ja już nie będę... - zamruczał cicho - Pobawimy się? Rzuć mi myszę...
I pogalopował do kuchni w poszukiwaniu zielonej myszy.

wtorek, 26 listopada 2013

Koci design


Ta Wiedźnotka została napisana na konkurs.
Czym jest dobry design dla kociarza? 
Siedziałam i myślałam... widocznie myśl czy pytanie pojawiło się nad moją głową, bo zaraz pojawiły się Wiedźkoty. 
- Co to jest ten design? - zapytała Bunia, która uwielbia ludzkie brzęczące wynalazki. 
- Chcesz usłyszeć definicję? - zapytałam. 
- Nie, opowiedz mi po prostu - usadowiła się wygodniej na poduszce na biurku obok mnie. 
Tak najprościej to może być wygląd jakiegoś przedmiotu - może być dobry albo zły albo taki sobie. Człowiek lubi ładne i funkcjonalne przedmioty i przynosi je do domu żeby było mu ładniej żyć - próbowałam wytłumaczyć - choć czasem ma ich już za dużo - mruknęłam cicho. 
- A jakie przedmioty? - na krzesło przy biurku wskoczyła Lola, a Thor i Nilpert usadowili się na podłodze nieopodal.
- Na przykład miseczki dla was - wyjaśniłam. 
- Ooo... miseczki są ważne - cała czwórka poruszyła wibrysami. 
- Oczywiście, że ważne, w końcu muszą i być wystarczająco duże jak na wasze pysie, i nie za głębokie, i z odpowiedniego materiału, i do tego muszą mi się podobać - zamyśliłam się. Czyli dobry design kociarza to tak na prawdę wypadkowa użyteczności, dobrego projektu i estetyki - w sumie nic nowego pod słońcem. A jednak poszukiwania miski dla kota, legowiska czy drapaka mogą przyprawić o ból głowy. Przeglądając ofertę Hubuform nie znalazłam niestety miski, która spełniałaby moje i kotów oczekiwania. I nie chodzi tu o sam projekt, bo projekty są świetne, choć może bardziej pasują do bardziej nowoczesnych domów niż nasz. W tej ofercie brakuje mi ceramiki, którą uważam za znakomity materiał na kocie miski, i koty chyba też (tworzywo sztuczne omijają szerokim łukiem, a za metalem nie przepadają choć tolerują). W tworzeniu bardzo plastyczny, a jednocześnie zdrowy dla kotów, nie powodujący choćby uczuleń. Poza tym wolę materiały naturalne i dlatego zachwycają mnie na przykład legowiska Lui - świetnie zaprojektowane i z pewnością przez znawcę kocich nawyków i upodobań. Po prostu znakomite. 
- Pokaż, pokaż... - na biurko wpakowała się ciekawska Lola. Popatrzyła na ekran. 
- A jak się na tym położę to ogon mi będzie zwisał? - rzeczowo podeszła do tematu. - Tylko troszkę - dopowiedziałam zgodnie z prawdą - jest mniej więcej taki - pokazałam na rozłożonych rękach. 
- Bardzo dobry - oceniła szybko Lola mrużąc zielono-złote oczy  - i pod spodem jest takie miejsce, gdzie może chować się Nilpert, a jak ja będę leżała na górze to go mogę pacać łapą - oczy zmrużyły się jeszcze bardziej i usta rozciągnęły się jakby w uśmiechu. Potwierdziłam kiwnięciem głowy. W tym momencie Bunia i Lola jakoś tak szybko zeskoczyły z biurka i natychmiast zmaterializował się na nim Nilpert.
- Z czego to jest? - zapytał krótko, rzucając okiem na ekran.
- Z tektury - odpowiedziałam wolno.
- Takiej normalnej? - dociekał dalej - jak kartony?
- Tak - potwierdziłam.
W tym momencie Nilpert był już na moich kolanach kręcąc "ósemki", wpatrując się we mnie przepięknymi oczami i mrucząc jakby mu ktoś terkadełko w brzuchu włączył.
- A kupisz..? - zamrukolił.

piątek, 1 listopada 2013

Zabawy Nilperta


- Pobawisz się ze mną - zapytał Nilpert nieco niewyraźnie, bo w zębach trzymał zabawkę z piórek.
- Bawię się dzisiaj z tobą całe przedpołudnie - odparłam - a ty ciągle nie masz dość.
- Bo one tak pięknie furkoczą - rozmarzył się Nilpert wypluwając piórka obok mojej stopy.
- Jak je obślinisz to nie pofurkoczą - stwierdziłam nieco mściwie, bo od kilku godzin Nilpert co chwilę podchodził do mnie, drapał w nogę i zachęcająco mraukolił.
W takim momencie musiałam odłożyć wszystko i zabrać się za machanie wędką z piórkami na końcu. W sumie radość z tej czynności był wielka, bo Nilpert wykonywał tak piękne skoki, susy i napadki, że sam widok budził szczery zachwyt. Po kolejnym seansie wędkowym zapytałam
- A nie mógłbyś się bawić kulką albo rureczką, albo szczurzakiem na przykład? Jest tyle zabawek, którymi możesz bawić się sam.
- Sam nie chcę - odparł nieco zdyszany - jak machasz to jest lepiej. Ty machasz, ja poluję, wiesz taka współpraca.
- No i to by było tyle w temacie kota samotnego łowcy - mruknęłam biorąc znowu wędkę w dłoń. Nilpert spiął wszystkie mięśnie do skoku...

czwartek, 12 września 2013

Kłamstwo i Lola


Byłam zła, rozczarowana, zniechęcona i smutna - w pracy fatalny tydzień i nic nie zapowiadało zmian. Wiedźkoty oczywiście wszystko czuły.
- Coś ty taka nastroszona - zapytała Lola, chrupiąc w kuchni suchą karmę "nazębową", którą wprost uwielbiała.
- A wiesz co to jest kłamstwo? - spytałam, rzeczywiście nastroszona.
- Nie - Lola uniosła głowę znad miski - coś do jedzenia?
- Tego byś nie przełknęła - mruknęłam - tego nie da się ani przełknąć ani zaakceptować.
- Czyli nie do jedzenia - w szczękach Loli rozchrupał się kolejny kawałek karmy - to do czego to jest?
- Hm... Kiedy nie chcesz powiedzieć o czymś co jest to wymyślasz coś czego nie ma, mówisz o tym i udajesz, że to jest - spojrzałam na Lolę z niepewnością.
- Ale po co? Jak czegoś nie ma to tego nie ma i w końcu się zobaczy, że tego nie ma - powiedziała uważnie wzrokiem wybierając kolejną chrupkę - jesteście jacyś dziwni.
- Jesteśmy - przyznałam ze smutkiem - wam to jest zupełnie niepotrzebne. Prawda?
- Oczywiście. Po co mówić o czymś czego nie ma po to żeby było tylko w słowie?
- Pomijając kłamców - zawsze słowem można tworzyć piękne opowieści o rzeczach i miejscach, których nie ma - zamyśliłam się.
- Czyli to kłamstwo ma i dobrą i złą stronę - stwierdziła Lola.
- Masz rację - uśmiechnęłam się.

poniedziałek, 2 września 2013

Jesienność?


To był męczący, intensywny czas. Właściwie nie było mnie w domu. Koty pod opieką Onego, moja opieka nad nimi ograniczała się do karmienia i podania lekarstw. Dzisiaj wróciłam nieco wcześniej. Pogoda bardziej przypominała październik niż początek września, padało, wiało i było zimno. Koty dotąd najbardziej zainteresowane tym co działo się na balkonie lub przespaniem upałów teraz doświadczały nagłej zmiany pogody. Kiedy wróciłam nieco się zdziwiły, moja nieobecność zaburzyła rytm tygodnia, a dodatkowo dzisiaj wróciłam nie wtedy kiedy powinnam.
Przyszłaś na chwilę? - zapytała Lola natychmiast sadowiąc się w okolicach lodówki.
- Nie, wróciłam dzisiaj już całkiem, jestem zmęczona i chcę się na chwilę położyć.
- Czujemy, że masz mało siły - stwierdził Thor wchodząc do kuchni - jak kociak. Uśmiechnęłam się, trochę tak było - czułam się jak mały kociak, który wędrował bardzo daleko i jego małe nóżki nie chciały już chodzić.
- Chcę spać - mruknęłam i poszłam się położyć. Po jakim czasie poczułam ich obecność wokół siebie. Powoli zbliżały się do mnie swoją obecnością dodając mi sił. Były niedaleko. Nie dotykając mnie, lecz wystarczająco blisko by czuć ich ciepło i obecność. W tej bliskości pozostawały ze mną do wieczora, dodając sił, mrucząc i domagając się większej ilości uwagi, w ciszy, ustalając spokojny rytm nowego, nadchodzącego czasu.

czwartek, 25 lipca 2013

Wspomnieniowo



- Dużaaa... - zamarudził Thor włażąc rankiem na łóżko i udeptując z zapałem okolice moich stóp.
- Tak, Thorciku... - wymruczałam w półśnie, bo Thor jako nieśmiały facet udeptuje zwykle bladym świtem o mocno nieprzyzwoitej porze.
- A jak to z nami było? - kontynuował udeptywanie.
- Z kim, z nami? - zapytałam już nieco przytomniej choć dalej nie bardzo wiedziałam o co może chodzić Thorowi.
- No, skąd my jesteśmy, ja, Bunia i Lola, bo Nilpert to wiem - on jest z działek - pochwalił się swoją wiedzą Thorcik i zrobił zadowoloną minę.
- Wy jesteście z różnych miejsc, ale widać tak się miało stać i zamieszkaliście z nami. Bunia urodziła się daleko stąd, na Śląsku, ale jako dziecko bardzo chorowała i nikt jej nie chciał, i w końcu trafiła do Wiedźmowa. Tutaj wtedy mieszkały już Miłka i Franeczka, które przeszły już na Tamtą Stronę.
- Wiem one teraz są tam, w środku - Thor popatrzył na laptop - czasem je widzę, poza tym ona są Strażniczkami Domu.
- Tak, one teraz są z nami w innej postaci, ale mieszkają też w laptopie. Nasza Lola urodziła się w górach, nie widziałeś nigdy gór, to taka ziemia jak niepościelone łóżko tylko wielkie. Potem zamieszkała w jednym miejscu i stamtąd trafiła do nas - też szukała nowego domu. Wyglądała jak kolorowe sznurowadło - uśmiechnęłam się do wspomnień - a potem kiedy umarła Miłka, zrobiło się tak okropnie pusto, zabrakło kawałka nas i kawałka domu, i pojechałam po ciebie, Thorciku, daleko, daleko. A jeszcze później przydarzył nam się Nilpert - popatrzyłam na naszego najmłodszego leżącego wysoko na drapaku i mrużącego oczy - tyle, że Nilpert wybrał nas sam.
- Ale jak to jest - Thor stał się dociekliwy - bo Bunia, Lola i ja jesteśmy tą... no... artystokracją. I one potrzebowały pomocy i szukały domów?
- Tak to jest, nie ważne czy jesteś arystokracją czy "z działek" czasem ludzie sprawiają, że koty bardzo potrzebują pomocy i domu, i nie ważne jest gdzie się urodziły, trzeba je ratować, kochać i opiekować się nimi. To jest nasze zadanie jako istot, które zmieniają cały świat, opieka nad tymi, których nieopatrznie możemy skrzywdzić swoim działaniem. Popatrzyłam na Thora - spał, mrucząc przez sen. 

niedziela, 16 czerwca 2013

Poranek z Bunią


Rankiem całe towarzystwo zjadło śniadanie, skontrolowało czy dobrze sprzątnęłam kuwetę i zajęło się swoimi sprawami to znaczy mniejszym lub większym rozrabianiem, leżeniem, myciem się lub knuciem. Tym razem humor na knucie miała Bunia.
- Możesz mi pomóc - zawyła z łazienki - bardzo potrzebuję twojej POMOCY... RATUNKU!!!
Myślałam, że coś jej się stało, jęczała jakby ją osaczyło stado przebiegłych rosomaków. Weszłam do łazienki, czekała siedząc na drewnianej desce klozetowej, z wielce zadowoloną miną.
- A weźmiesz mnie na ręce? - zapytała niewinnie, trzepocząc firankami rzęs.
- Nie trzepocz, nie masz czegoś takiego jak rzęsy - popatrzyłam na nią spod oka - o co chodzi?
Jak podejrzewałam wzięcie na ręce nie było przyczyną jęków, plan był bardziej skomplikowany. Podniosłam nasze rude szczęście i trzymałam w ramionach. Popatrzyła na łazienkową szafkę.
- Tam bym chciała - rozmarzyła się.
- A sama nie umiesz wskoczyć?
- Nie, kręci mi się w głowie i spadnę. Wsadź mnie, dobrze - zamruczała.
Kociemu mruczeniu nie sposób się oprzeć więc podniosłam Bunię wysoko i posadziłam na szafce.
- Posiedź tu grzecznie, a jak będziesz chciała zejść to zawołaj - patrzyłam jak się mości na dość wąskiej przestrzeni.
- Pomyślę sobie troszkę i zawołam - obiecała.
Odwróciłam się z zamiarem wyjścia z łazienki.
- A możesz mi podać mysz? - usłyszałam za plecami.
- Buniu, nie możesz tam się bawić myszą, bo obie spadniecie.
- Ale ja bym chciała... bo wiesz ja myślę, że mogłabym polować na takie myszy co przylatują tak wysoko... takie myszo-ptaki. Widziałam, one latają kiedy nie ma już słońca, w porze łowów.
- Nietoperze? - Nie wiem. Myszo-ptaki w porze polowań. - odparła jakoś tak rozmarzona czy zamyślona.
- Ale to nie jest mysz ze skrzydłami. To jest taka istota, która ma ząbki bardzo podobne do ciebie i żywi się głównie owadami.
- Je robale? Te gorzkie też? I te z twardą skorupką? - zainteresowała się.
- Tak, różne robale - potwierdziłam - co złapie to zje.
- To ja już nie chcę. Takie co jedzą robale są niesmaczne - zasmuciła się - to daj mi tą zabawową mysz... No do czego to podobne żeby mysz jadła robale... - wymruczała pod nosem.

piątek, 31 maja 2013

Używki

Popołudnie działo się spokojnie i leniwie, czego nie można było powiedzieć o poranku, ale poranek nie jest istotny w tej opowieści. Patrzyłam przez balkonowe drzwi na koty wylegujące się na balkonie, od kiedy jest osiatkowany i bezpieczny, koty od wiosny do jesieni mogą na nim przebywać do woli, również w ciepłe noce. A ja ze spokojem mogę spać. Tego popołudnia koty wylegiwały się w cieniu wiosennej roślinności wybujałej w doniczkach, tu pachniała mięta ówdzie tymianek i lawenda, w jednej z doniczek zaczynała rumienić się pierwsza poziomka. Koty leżały pokotem. Wylazłam do nich i usiadłam na nagrzanej słońcem podłodze. Pierwszy przyszedł Nilpert, obszedł mnie ostrożnie, sprawdził co tam mam, a czego nie mam, w końcu położył się wzdłuż moich nóg, wystawił brzuch do nieba, popatrzył mi w oczy i zapytał konspiracyjnym tonem
- Masz trawę?
Yyyy... jaką trawę? - minę musiałam mieć niezmiernie głupkowatą, moje myśli zaczęły toczyć się w stronę kocich używek: waleriana, kocimiętka... Raczej ich nie używamy. Nilpert chyba usłyszał moje myśli.
Taką na kłaczki - wyjaśnił. Odetchnęłam, czyli nie chce zostać nałogowcem.Przecież jest zasiana w skrzynce i w doniczce na parapecie - trochę zdziwiło mnie, że nie wie.
Ta w skrzynce jest nie taka, a tą drugą zjedliśmy z Thorem i jeszcze nie odrosła.
- Jeśli poszukasz w skrzynce to powinno być tam jeszcze proso - odparłam.
- Dziwne jest, jakieś takie żółte - wstał i podszedł do skrzynki - tak, niezdrowo wygląda.
Nic ci nie poradzę, takie wyrosło - obraził mnie swoją niewiarą w moje ogrodnicze zdolności - w takim razie musisz poczekać aż owies w doniczce odrośnie.
Milczał powoli odwracając głowę w stronę jednej z doniczek, w której rosły irysy, i tęsknie się zapatrzył.
- Ani mi się waż! To nie jest dla was - powiedziałam groźnym tonem. Tylko sapnął i zmrużył oczy.

środa, 22 maja 2013

Samotność


Był środek nocy, tak mi się przynajmniej wydawało... Z głębokiego snu obudził mnie przerażający jęk szalonego ducha. Taki jęk od razu "stawia do pionu", jest pierwotnym dźwiękiem wydobytym wprost z głębi trzewi rzeczonego ducha, długi, jęczący, dudniący niemal. Moment... duchy nie mają głębi trzewi, nawet samych trzewi (bez głębi) nie mają. Poza tym zwykle nie siedzą w nowym budownictwie, w dodatku w łazience. Wstałam i poczłapałam półśniąc do łazienki. Duch siedział na sedesie i wytrzeszczał złoto-zielone gały, i był niemal cały rudziutki.
- Czego? - zapytałam półprzytomnie.
- Czuję się samotna - odpowiedziała Bunia wpatrując się we mnie uważnie.
- Teraz? W nocy? - spytałam niezbyt mądrze.
- Tak - odparł rudy duch.
- Buniu, rano jesteśmy razem, kiedy wracam z pracy jesteśmy razem, jak nas nie ma masz Lolę, Thora i Nilperta i czujesz się samotna? - dociekałam.
- Tak, oni teraz śpią - była niemal obrażona.
- Kotku mały, ale teraz wszyscy śpią - próbowałam ją przekonać do jedynej słusznej racji o tej porze doby.
- Ja nie śpię - odparła z przekonaniem - i czuję się samotna.
- Chodź na ręce, spróbujemy zasnąć razem, bo ja muszę rano wstać bardzo wcześnie.
- Chyba żartujesz - popatrzyła mi w oczy z wysokości moich ramion - przecież ty się budzisz okropnie późno, ptaki już wtedy długo śpiewają.
Zaniosłam jęczącą samotność do łóżka, położyłam, wygłaskałam, podryngroliła, pomarudziła i zasnęła wciśnięta nosem w moją dłoń...

niedziela, 28 kwietnia 2013

Gdzie jest Wiosna


- Co robisz? - zapytała Bunia spoglądając z góry w moje oczy.
- Leżę - odparłam słabym głosem.
- A czemu leżysz na ziemi, a nie tam gdzie zwykle? - zrobiła się nieco dociekliwa.
- Schodzę do waszego poziomu - mruknęłam.
- Nie przesadzaj - wtrącił się Thor, zachodząc mnie z drugiej strony - zawsze możemy wskoczyć na twój poziom.
Mało nie parsknęłam śmiechem. Ma chłopak rację... zawsze mogą...
- Słucham czy idzie Wiosna. Niby już przyszła, ale wydaje mi się, że jednak zboczyła nieco z trasy. Jest mi zimno - marudziłam.
- To nie leż na podłodze - docięła mi Lola - podłoga już nie grzeje. Zresztą w tym miejscu nigdy nie grzała. Źle się położyłaś. Poza tym przestań leżeć i usiądź przy biurku, bo chcę położyć się na twoich kolanach - zażądała. 
No tak, moje kolana służą Loli do leżenia właściwie zawsze kiedy są dostępne to znaczy wtedy kiedy siedzę przy komputerze. Nikt oprócz Loli nie ma do nich prawa. W sumie to chyba nawet, w jakimś sensie, przestają one być moimi kolanami, a stają się legowiskiem Loli. I już. Tak jest, bo nie ma nic cudowniejszego niż ciepły kot leżący na kolanach, mruczący i gadający od czasu do czasu. Lola rozumie też (co jest oczywistą oczywistością) kiedy muszę wstać i grzecznie schodzi z kolan na krzesło obok, by wrócić na nie natychmiast kiedy znowu usiądę. Razem poczekamy na Wiosnę. Mnie przynajmniej będzie ciepło w kolana.

sobota, 9 marca 2013

Porządniś


Schylałam się po coś. W pewnym momencie ktoś w kosmicznym pędzie przeleciał obok mnie, zauważyłam tylko, że jest najmniejszy w domu i niepuchaty - Nilpert. Popędził do kuchni, po chwili usłyszałam stukanie drzwiczek do szafki po zlewem. O, zaraza - pomyślałam - próbuje ją otworzyć. Wolno weszłam do kuchni. Drzwiczki były uchylone, a z wnętrza szafki wystawał tylko drgający ogon.
- Nilpert, co ty tam robisz - zapytałam. W szafce przestało szurać, a ogon znieruchomiał.
- Co tam robisz? - powtórzyłam pytanie.
- Sprawdzam - dobiegło niewyraźne z szafki.
- Co sprawdzasz? - nie zrozumiałam.
- Tu akurat sprawdzam rozwój hodowli pająków i czy z kosza nie wypadło coś smacznego - odpowiedział wycofując się, obrócił głowę w moją stronę i popatrzył nieco wyłupiastymi wszystkowidzącymi oczami.
- Zlituj się, przecież jedzenie masz w misce.
- Dobra, dobra... tylko sprawdzałem - powiedział i poszedł do łazienki.
Poszłam za nim. Stał oparty na muszli klozetowej i zaglądał do środka.
- A tu? - spytałam.
- Tu sprawdzam czy wszystko w porządku, niepokoi mnie ta woda, skąd ona jest? Poza tym czasem trzeba po was zakopać - popatrzył na mnie z dezaprobatą.
Nie wiedziałam śmiać się czy płakać. Po inspekcji muszli rzucił się pod wannę sprawdzić czy nie ma tam żadnego zaspanego rybika. Potem wypadł z łazienki i sprawdził wszystkie miski po czym zażądał wypuszczenia na balkon. Tam sprawdził czy doniczki są dobrze zawinięte, czy będzie już wiosna oraz czy trawa zaczyna rosnąć i wrócił do mieszkania. Pobiegł do łazienki, wskoczył do wanny i chciał żeby mu puścić wodę. Kiedy odmówiłam poszedł napadać na Lolę. Dobrze, że Thor mu w tym przeszkodził. Trafił nam się Porządniś.

sobota, 16 lutego 2013

O poranku


Właściwie już nie spałam. Miałam zamknięte oczy, gdzieś tam, pod powiekami jeszcze czaił się sen, ale byłam już świadoma domowych odgłosów i tego co robiły Wiedźkoty. Pod fotelem pochrapywała Bunia, a Nilpert polował w łazience na nieostrożne rybiki i ciapowate pająki. Poczułam też duże jestestwo kota leżącego obok mnie. Uśmiechnęłam się i powoli otworzyłam oczy. Thor leżał niedaleko mojej głowy i wpatrywał się we mnie. Mrugnęłam powoli do niego.
- Nie śpisz już? - zapytał dotykając delikatnie łapą mojej ręki.
- Doskonale wiesz, że nie śpię już od jakiegoś czasu. Inaczej by cię tu nie było - odparłam i zaczęłam delikatnie drapać go po policzku. Zmrużył oczy i przytulił policzek do mojej ręki.
- Nie ma sensu przychodzić kiedy śpisz, bo wtedy nie chcesz drapać - zamruczał.
Na łóżko wskoczyła Lola.
- Wstajesz? Głodna jestem. - zaczęła poranek bez zbędnych ceregieli.
- Nie, nie wstaję jeszcze. Miziam się z Thorem - myślałam, że wytarguję jeszcze kilka minut w łóżku, ale Thor usłyszał słowo "głodna" co mu się skojarzyło zapewne z "micha" albo z "kuchnia" i cały nastrój poszedł w diabły.
- Wstań już. Przyniosłam ci piórka na patyku - zachęciła mnie Lola.
- Nie widzę - rzuciłam okiem na pościel.
- To było teraz-kiedyś, a ty potem przykryłaś piórka kołdrą. Nie wiem czemu. Im już nie jest zimno - Lola ironicznie zmrużyła oczy. Uniosłam kołdrę, piórka na patyku leżały milcząc wzdłuż mojego ciała. Nie ma rady - trzeba było wstawać.

czwartek, 31 stycznia 2013

Przesądy


Wróciłam do domu. Dobrze, że mogę być już tutaj, gdzie nie sięga ludzka głupota. To znaczy owszem, sięga, ale to jest nasza twierdza. Kotów, Onego i mnie, i staramy się głupoty nie wpuszczać. Zdjęłam płaszcz, buty, coś tam zjadłam, w końcu padłam na podłogę. Towarzystwo powoli rozsiadło się wokół mnie. Patrzyli na mnie z góry z pewnym zrozumieniem w oczach.
- Co znowu? - zagaiła Lola.
- Jak to co, ludzkość - mruknęłam.
- Co tym razem? - Bunia wpatrywała się we mnie sowimi oczami, wyciągnęła łapę i przeczesała moje włosy.
- Roznosicie zarazki, dusicie mężczyzn i zabieracie niemowlętom oddech - zamknęłam oczy ze wstydu - i to wszystko wymyślają ludzie, istoty, które mają najbardziej skomplikowane mózgi na Ziemi.
- Nie... no nie mogę - Nilpert tarzał się ze śmiechu po podłodze - a po co mi niby ten oddech? Jego się nie je, poza tym mam swój - patrzył na mnie leżąc na plecach z łapami uniesionymi do góry, lekko przekrzywiając głowę.
- Zainteresowali mnie ci mężczyźni - kontynuowała Lola - to Ony?
- Tak, Ony jest mężczyzną - przytaknęłam.
- A po co mam go dusić? - dociekała Lola - Przecież on się nawet nie da zjeść. Jest za duży i za twardy. No a jakbyśmy poczekali to by się zepsuł i już w ogóle nie nadawał do jedzenia. Stare mięso śmierdzi - zmarszczyła nos. Reszta też.
- A te zarazki to co? - zapytał w końcu Thor.
- To takie małe cosie, których nie widać, ale jak cię zaatakują to się choruje - wyjaśniłam.
- I ja je mam? - zdziwił się Thor spoglądając na swoje błyszczące futro na łapie.
- Każdy je ma, ja też - powiedziałam - i jeśli na przykład ja was ugryzę do krwi albo udrapię to tak samo zachorujecie od moich cosiów jak ja od waszych.
- To od dzisiaj masz się z nami bawić tylko zabawkami, nie dotykaj nas - rzucił Thor i na wszelki wypadek oddalił się do kuchni - i jeszcze na pewno masz robaki - mruknął z oddali.

środa, 16 stycznia 2013

Chrupanko


W celu zapewnienia Wiedźkotom godziwej rozrywki tudzież substytutu polowania, przekształciłam kocią zabawkę w pojemnik na karmę. Zabawka była czymś w rodzaju skrzyneczki z otworami od góry i z boku - znakomicie nadawała się na karmidełko. Nasypałam dużych chrupek do środka i dumnie ustawiłam na dywanie. Już w momencie sypania zrobiło się zamieszanie w okolicach kuchni, potem rozległ się tętent stada mustangów i towarzystwo wpadło do pokoju. Wyhamowali przy karmidełku.
- Co to? - zapytał Thor wsadzając nos do otworów - ładnie pachnie. O... jedzenie. Ale nie mogę sięgnąć
Wycofał się na chwilę żeby przemyśleć problem. Jego miejsce zajęła Lola, która jest mistrzem wyławiania wszystkiego łapą.
- Tak się to robi... nie-doj-dy - mruknęła z dezaprobatą dla mizernych wysiłków Thora. Nilpert wygarniał chrupki z drugiej strony. Bunia siedziała niedaleko i obserwowała. Popatrzyła na mnie okrągłymi oczami.
- Dasz chrupkę? - spytała i powoli wyciągnęła łapę jakby mi ją chciała podać.
Dostała w nagrodę. Chyba jej się spodobało, bo rozsiadła się wygodnie i znowu wyciągnęła powoli łapę. Tym razem łapa trafiła na głowę Nilperta więc docisnęła ją łapą do podłogi. Dostała chrupkę.
- Ja się tak nie bawię - obruszył się Nilpert - ona mnie poniża...
- A ty co jej robisz jak latasz jak wariat po domu? Zaczepiasz ją, skaczesz na grzbiet i gryziesz w portki. Wtedy jest w porządku? - zapytałam.
- Ona to lubi - odparł z przekonaniem.
- Dużaaa... a  w tym czymś mogło by być mięso..? - rozmarzył się Thor.
- Nie. Bo się rozmemła - szybko zakończyłam temat.