niedziela, 30 lipca 2017

Kocioczas


Dawno nic nie pisałam. kocioludzkie życie cały czas się toczy.

Wydarzają się w nim różne rzeczy, ale wydają się normalne, codzienne i niewarte pisania.
Codzienne pobudki, podawanie jedzenia, sprzątanie, zabawy, podawanie leków. Przedwieczorne mizianki, weekendowe czesanie, fotografowanie, siedzenie na balkonie, pogaduszki. 
To jest kocioludzki czas, który cały czas płynie podobnym rytmem. Od czasu do czasu, ktoś zachoruje, wtedy ten czas przyspiesza, zmienia się, płynie w inny sposób. Potem, jak rzeka, która spływa do swojego koryta po powodzi - czas wraca na utarte tory.
Czasem wcześniej, czasem później.
- Co tam klikasz? - na stolik przy kanapie wskoczyła Lola
- Piszę o nas. O tym jak sobie żyjemy.
- W takie gorąco? Chodź, połóż się na kafelkach w łazience, tam przynajmniej jest chłodno - przymrużyła oczy

- Lolu, wiesz, że mnie jest ciągle zimno 
- No fakt, ciągle trzeba koło ciebie leżeć i mruczeć, bo marzniesz - stwierdziła porządkując sierść
Na podłodze obok usiadł Hotei
- Jak skończysz to zobaczysz co mi się na boku zrobiło? Nie mogę tam sięgnąć, a chyba mam kołtuna - wyglądał na zmartwionego.
- Tak, zaraz zobaczę co tam ci się nazwijało. Wyczeszę, powycinam i nie będzie cię już to niepokoić. Mogłeś nie leżeć na balkonie po burzy. Nie miałbyś kołtunów.
Wstał i machnął lekceważąco ogonem, odchodząc.
- Miałbym, miałbym - takie geny.

Codziennie mnie czymś zadziwiają.