środa, 13 czerwca 2012

Nieobecność


Nie było nas. Całe półtora dnia. Ale wróciliśmy. Nilpert wpadł w szalonym pędzie w moje nogi
- Wróciliście już? - zastygł na sekundę i powąchał z uwagą moje buty, po czym popędził dalej, chyba nie czekając na odpowiedź.
- Tak już jesteśmy. Tęskniliśmy - oświadczyłam w przestrzeń mieszkania, z której powoli zaczęła wyłaniać się reszta kociego towarzystwa.
- A my nie - złośliwie oświadczyła Lola, która wyglądała na obrażoną.
- Ja tęskniłem... siedziałem pod łóżkiem - cichutko powiedział Thor, ale zaraz umilkł pod groźnym spojrzeniem Loli.
- Lola, uspokój się - w końcu odezwała się Bunia - pewnie, że was brakowało. Nie było tak jak zawsze, a to nas niepokoi. Musimy mieć wszystko ustalone i wiedzieć, że wszystko odbędzie się tak jak zawsze i wtedy jest dobrze i nie boimy się... troszkę - Bunia jakby nieco się zawstydziła.
- Staraliśmy się żeby nie było wam strasznie, była z wami Babcia Kinia - trochę zaczęłam się usprawiedliwiać - byliście grzeczni?
- Byliśmy - odpowiedział zgodny czteromruk, co jest rzeczą nieczęsto spotykaną.
- Na pewno? Słyszałam, że ktoś tu naciągnął Babcię na mleko, a tego wam nie wolno - popatrzyłam chyba groźnie.
- To ona - oświadczył Nilpert wskazując Lolę i jednocześnie uskakując na bezpieczną odległość od lolinych łap - widziałem, miauczała przeraźliwie i szarpała Babcię za ubranie.
- Donosiciel - syknęła Lola - a ty lilipucie może nie skorzystałeś i nie dostałeś mleka? Co? - No i jak mamy was zostawiać samych?
- Jak to samych? Była z nami Babcia - zameldował zgodny chór.

sobota, 2 czerwca 2012

Codzień


- O motylek - zaćwierkał Thor śledząc wzniebowziętym wzrokiem mola.
- Mhm... dużo ich mamy - nie byłam tak zadowolona jak Thor, bowiem mole były, są i będą u nas pomimo moich prób wyeksmitowania latającego towarzystwa z naszego mieszkania. Choć w sumie, koty mają radochę to niech sobie motylki latają.
- Motylki latają, ty latasz - mruknęła Lola z drapaka - byś usiadła, poleżałabym sobie...
- Przecież właśnie leżysz - nieco się zdziwiłam. - Wolę na tobie, drapak jest jakiś taki... bezosobowy, a ty masz dobre kolana.
- Dziękuję ci bardzo  - uśmiechnęłam się - zaraz zrobię sobie herbatę i usiądę.
- Ta herbata to dobra rzecz, twoje kolana stają się wtedy lepsze. To idź szybko sobie zrobić - zaczęła się niecierpliwić Lola. 
Poszłam. Thor natychmiast, magicznym sposobem, pojawił się w kuchni. 
- Masz mięso? - zapytał konspiracyjnie. 
- Mam, jest w garnku.
- Dobre już?
- Nie, musisz jeszcze trochę poczekać. Idź zjedz mola - poradziłam. 
Popatrzył na mnie z wyrzutem. 
- Mól jest mały i musiałbym zjeść dużo moli, a one pokazują się po jednym... umrę z głoduuu - zawył.
W tym momencie do kuchni wpadł pędem Nilpert, wskoczył na stół, ślizgiem dotarł do okna, niemal rozpłaszczył się na szybie, błyskawicznie zakręcił i wskoczył za lodówkę, prawie natychmiast stamtąd wyskoczył i popędził do pokoju gdzie lotem błyskawicy znalazł się na  drapaku.
- Fajnie, nie? - ni to stwierdził, ni to zapytał - a masz mięso?
Dzień jak Codzień.