piątek, 16 stycznia 2015

Zamieszanie


Nastąpił kataklizm, no, może zamieszanie albo po prostu zmiana.
Zadzwoniła miła pani, że będą nam wymieniać okna - najlepiej teraz, już.
Pierwszą moją myślą było - "o matko, koty tego nie zniosą".
Jakoś odgruzowaliśmy z Onym okolice okien, przesuwając to i owo, składając, upychając gdzie się da sprzęty podokienne. Na wszelki wypadek okryliśmy wszystko ogromnymi foliami. Z lekka zaniepokojone koty obserwowały, chodziły na ugiętych łapach i badały wyciągniętymi nosami.

Następnego ranka przyszli panowie z narzędziami (i oknami). Przywitali się, zakomunikowali, że oni wiedzą, że ja idę do pracy więc trzeba szybko i że coś ze zwierzętami. Odparłam grzecznie, że może tak najpierw wymienić w jednym pokoju to ja zamknę tam koty żeby nic im się nie stało. Panowie kiwnęli głowami i wzięli się do pracy.
Nilpert natychmiast się zdematerialozował (i zmaterializował, głównie w postaci oczu, pod wanną). Lola na wszelki wypadek trzymała się blisko mnie i obserwowała rozwój sytuacji z daleka, a Bunia... a Bunia zaczęła proces socjalizacji panów. Najpierw schowała się pod folię i stamtąd obserwowała co robią, potem zaczęła cichutko podchodzić i obwąchiwać skrzynki z narzędziami i wiaderka. Niemal w błogostan wpadła kiedy pan włączył jakieś urządzenie do cięcia.
Zaglądała wszędzie - prawdziwy kierownik robót.
W końcu i Lola znalazła świetny punkt obserwacyjny intruzów, na drapaku przykrytym folią, a Nilpert nieśmiało wyglądał od czasu do czasu przez dziurę w drzwiach łazienki.
Przeprowadziłam jeszcze akcję pt. "To nic, że brzęczy, koty mogą dostać przysmak zawsze" - co ośmieliło futrzastą ekipę jeszcze bardziej.

Następnego dnia - pan kończący prace przy wymianie okien był już najlepszym kumplem kotów. Leżały opodal lub bawiły się pod folią i to co robił człowiek zupełnie im nie przeszkadzało.
Niezłym pomysłem jest też chyba przestawienie drapaka w nieco inne miejsce - Lola i Nilpert zaakceptowali zmianę.


Oczywiście, folia dalej leży - niech koty coś mają z tego zamieszania.

czwartek, 8 stycznia 2015

Rozmowa...


Nie pisałam o tym... w naszym domu mieszkał jeszcze jeden kot. To Biała Pani. Zauważyłam ją kiedyś kątem oka siedzącą na najwyższej półce pod samym sufitem. Była prawie niewidoczna, jakby przejrzysta, choć wiedziałam, że ma białą, skrzącą sierść i niesamowicie zielono-błękitne oczy. Siedziała nieruchomo niczym alabastrowy starożytny posążek i patrzyła w dół. Z czasem stała się bardziej widoczna, ale tylko dla tych, którzy chcieli ją widzieć. Pewnej nocy stwierdziłam:
- Niedługo go zabierzesz.
- Nie zabiorę, dwunoga istoto. On po prostu ze mną odejdzie. Wszystkie moje dzieci wracają do mnie. Przychodzę po nie, by nie wracały samotnie i żeby łatwiej im było przedostać się na Tamtą Stronę.
- Nie widziałam cię kiedy umierała Miłka.
- Dwunogi mało widzą - odparła uśmiechając się lekko - czasem ich młode widzą i czują, ale potem to tracą. A szkoda. Byłam, odeszła ze mną spokojna.
W zamyśleniu zaczęła pielęgnować swoją sierść. Nie odzywałam się obserwując tą pozornie zwykłą czynność, w której było tyle piękna i elegancji.
- Ile mam jeszcze czasu? - spytałam w końcu.
- Niewiele. Jego serce jest już bardzo chore i słabe. Może zechcieć odejść w każdej chwili. Nie ma już sił choć jest bardzo do ciebie przywiązany. U mnie znowu będzie brykającym, radosnym kotem - wiesz, że powrót na Tamtą Stronę jest najlepszy dla niego.
- Wiem, ale to tak bardzo boli - odparłam łykając łzy.
- On też teraz cierpi, jest chory, a do tego odczuwa twoje emocje. Ciężko mu. Pozwól mu odejść.
- Masz rację. Kiedy przyjdzie czas, proszę, przeprowadź go bezpiecznie na Tamtą Stronę - wyszeptałam prośbę do Białej Pani.
Zamknęłam oczy, łzy spływały mi po policzkach.
W pewnej chwili poczułam delikatne dotknięcie kociej łapy na czole i cichutki głos w mojej głowie - "Śpij, dziecko..."

Do zobaczenia, Thorciku.
Thor (7.02.2010-1.01.2015)