środa, 11 listopada 2015

Nad ranem...


Śniło mi się, że anioły grają w kręgle. Ogromne kule toczyły się po torze z udeptanych chmur i powalały gigantyczne kręgle z lodu. Hałas był nieprzeciętny.
Do tego anioły zawzięcie dyskutowały.
- Nie tak, patałachu, zaraz ci pokażę jak to się robi. Weź się odsuń - denerwował się jeden anioł.

- Sam się odsuń. Co jest nie tak? Potoczyła się, potoczyła. Dobrze zrobiłem - bronił się drugi.
- Ale za słabo, za słabo. Jak włożysz łapę tak to zobacz co będzie. No mówiłem, odsuń się - to znowu ten pierwszy.
- Ja sam, ja sam spróbuję - nie poddawał się drugi.
Łapy, jakie łapy? - przemknęło mi przez śpiący mózg. I już wiedziałam.
Otworzyłam oczy, nad plastikowym torem z kulką w środku siedzieli Nilpert i Hotei. Ten pierwszy instruował drugiego jak należy pacnąć kulkę żeby poturlała się daleko i wróciła do łapy żeby można ją było pacnąć znowu. Trening trwał już widać od jakiegoś czasu, bo Hotei operował łapą już całkiem zmyślnie.
- Jak wam idzie, aniołki? - zapytałam zachrypniętym i zaspanym głosem.
Nilert odwrócił się do mnie z uśmiechem.
- Fajnie, że nie schowałaś toru. Mogłem tego patałacha trochę pouczyć.
- A wiesz, która jest godzina?
- Nie znam się na zegarku, jestem kotem. Ale skoro już masz otwarte oczy to możesz nam dać śniadanie, prawda? - zmrużył oczy.
Aniołeczki ;)

sobota, 5 września 2015

Joga z kotem


Od jakiegoś czasu myślę o tym żeby znaleźć czas na zajęcia jogi... i myślę...
Wczoraj też myślałam leżąc w wannie. Joga - myślałam leżąc z przymkniętymi oczami - może by mnie przestał boleć kręgosłup. Powinnam znaleźć czas.
Coś zaszurało w okolicach łazienkowych drzwi. Odwróciłam głowę. To Hotei przeciskał się przez wejście dla kotów. W końcu wszedł i położył się na dywaniku. Wróciłam do swoich rozmyślań. Po chwili zaćwierkał do mnie pytająco. Wyjrzałam i popatrzyłam na niego, zmrużył oczy, ja też. Pora wyłazić z kąpieli, woda stygnie - mruknęłam do siebie i sięgnęłam po ręcznik.
Hotei nieco się ożywił choć nie zamierzał ruszyć się ze swojego miejsca, a ja chciałam już wyjść z wanny. Opuściłam częściowo ręcznik żeby nie wychodzić bosą stopą wprost na zimną podłogę, Hotei popatrzył z zainteresowaniem i rozłożył się jeszcze bardziej na dywaniku mrucząc. Ostrożnie żeby nie nadepnąć kota postawiłam stopę na kawałku ręcznika. Hotei wstał i przeniósł się obok mojej stopy. Na dywaniku pozostał rozłożony imponujący koci ogon. Zaczęłam szukać miejsca na postawienie drugiej stopy, wydawało się, że znajdzie się coś po drugiej stronie kota gdzieś w zakolach ogona. Spróbowałam. W tym momencie kocur zaczął z zapałem lizać moją mokrą nogę. Łaskotało. Jeśli zacznę się śmiać stracę równowagę, wywalę się i poniosę śmierć na miejscu - pomyślałam gorączkowo - a może i zamorduję kota. Nie, nie, nie, myśl o czymś okropnym - przykazałam sobie. 

Udało mi się opanować choć łaskotanie kociego jęzora trwało nadal.
W końcu Hotei poruszył ogonem i zauważyłam kawałek dywanika, delikatnie postawiłam tam stopę. Kocisko zaczęło mnie obserwować. Zmrużyłam oczy, on też.

- Wynocha z łazienki - powiedziałam
- Pfff... - odpowiedział kpiąco i wyszedł.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Upały i lody



Najpierw było chłodno, a potem przyszedł upał - jak gdyby nie mogło być tak w sam raz.
Kotom zrobiło się bardzo gorąco, najlepszym miejscem w domu okazała się przestrzeń pod wanną (z nalaną zimną wodą). Najgorzej czuł się Hotei, dla którego były to pierwsze upały w życiu. Wystarczyło żeby trochę pobiegał, a zaczynał ziać i kładł się nieszczęśliwy na podłodze z nieco zdziwioną miną (chciałbym jeszcze pohasać, ale coś mi nie daje). Współczułam Wiedźkotom, że mają futro, ale oprócz włączenia wentylatora i misek z wodą i lodem niewiele mogłam pomóc. Nieco wytchnienia przynosił wieczór.
Właśnie wieczorem wyciągnęłam z zamrażalnika pudełko lodów i delektowałam się ich smakiem i chłodem półleżąc na kanapie. W pewnym momencie przyszedł Hotei. Wlazł mi na brzuch (co jest wyczynem, bo już od jakiegoś czasu się na rzeczonym brzuchu nie mieści) i zaczął się mościć. Ułożyłam się wygodniej. Zaległ. Był nieprawdopodobnie gorący.
- Hotei nie gorąco ci? - zapytałam nieco zdziwiona.

- Gorąco, nawet w uszy mi gorąco i w łapki też. Ale jak sobie tak poleżę to mi lepiej.
- Jak to, przecież ja jestem ciepła - tak na prawdę ledwie dychałam pod żywą futrzastą kołderką. 
- Ale jesteś mniej ciepła niż ja i mi lepiej - odparł zadowolony.
No fakt człowiek ma niższą temperaturę niż kot. Może coś w tym jest. 

W końcu Hotei nie wytrzymał.
- Co tam masz? - zapytał wąchając okolice pudełka z lodami.
- Lody. Prawie takie jak masz w misce z wodą - poinformowałam.
- Pachną inaczej - zauważył.
- Bo są z mlekiem i są do jedzenia.
- Spróbuję. Dawaj - wsadził nos do środka i polizał rozpuszczone lody językiem - Dobre, chcę jeszcze.
- Nie możesz, one są dla ciebie niezdrowe - zabrałam pudełko.
- Jak to niezdrowe. Są smaczne. - zdziwił się.
- Ale tam jest cukier i inne paskudztwa. A to szkodzi np. na zęby. Tobie też - stwierdziłam krótko.
- Czyli tobie też szkodzą, bo też masz zęby. A je jesz. Na pewno oszukujesz, bo chcesz je zjeść sama - oświadczył. Po czym chyba się obraził, bo machając dumnie uniesionym ogonem, pomaszerował położyć się w łazience.

niedziela, 12 lipca 2015

Kolana

Dzisiaj była taka leniwa niedziela. Tzn była niedziela i była leniwa raczej dla Wiedźkotów, bo moja głowa oraz palce pracowały niezmordowanie. Natomiast kolana były niemal wolne (nie licząc leżącego na nich laptopa). Pierwszy przyszedł Hotei.
- Mogę się położyć? - zagaił
- Zawsze możesz, a gdzie konkretnie? - zapytałam, nieustająco patrząc w ekran lapka.
- No tutaj, gdzieś - odparł wymijająco.
- Dawaj - mruknęłam.
To się wpakował. W niewielką przestrzeń moich nóg i oczywiście natychmiast zaczął się wiercić, i układać, bo miał za mało miejsca.
- Mogłabyś to zabrać? - zapytał układając zadek na klawiaturze laptopa - Niewygodnie mi.
- Ale ja pracuję.
- Nie pracujesz tylko naciskasz te kwadraciki. Dobrze, że przynajmniej czasem coś tu miga to mogę popatrzeć. Już przestań, chciałbym się położyć.
Odłożyłam laptopa na stół i ułożyłam nogi tak żeby Hotei mógł się wygodnie usadowić. Wytrzymał pięć minut. Przeleciała mucha więc Hotek poleciał za nią na balkon.
- O, wolne - ucieszyła się Lola, która zmaterializowała się nie wiadomo skąd.
- Nie, zajęte. Pracuję. - właśnie sięgałam po laptopa.
- Przestań, zrób kolana - zaczęła ugniatać mój brzuch - wiesz, chyba mam dredzika za uchem, mogłabyś rozczesać?
Po dredziku za uchem, był nieuczesany brzuszek i boczki. Ale w końcu kiedy dotarłam w okolice portek, znudziło jej się, ugryzła mnie, i poszła do kuchni coś zjeść.
Przyszła kolej na Nilperta.
- Fajnie, że dzisiaj tak siedzisz, mogę? - zapytał
- Chodź - laptop wszedł w stan hibernacji więc już mi było wszystko jedno.
Wlazł mi na kolana, pokręcił się, pougniatał i w końcu wywalił brzuch do góry. Podrapałam go czule pod brodą i między przednimi łapami. Rozmruczał się i rozanielił - zamarł w bezruchu. Na trzy minuty. Nagle ni z tego nie z owego zerwał się i pogalopował na balkon - jak się okazało przyleciała sroka ponaśmiewać się z kotów, a ta obraza wymaga obecności całego towarzystwa na balkonie.
Prawie całego... z małego pokoju wyjrzała Bunia.
- O, wolne...
Leniwa niedziela.

sobota, 30 maja 2015

Hrabini


Lola jest Hrabinią i już. Od kiedy do nas przybyła zawsze jej coś nie pasowało: a to żwirek kłuje w łapy, a to Nilpert ją zaczepia, a to jedzenie nie takie, bo ona nie jada surowego mięsa. Po prostu Hrabini.
Hotei też jej nie pasuje.
- Musiałaś przywozić tego... tego... tego małego ktosia? - zapytała leżąc na najwyższej półce drapaka. Imię Hotei nie przeszłoby jej przez gardło.

- Nie marudź, chciałam i już - ucięłam.
- Nie lubię go. On mi ciebie zabiera - marudziła.
- Nie zabiera. Mam dla ciebie czas i dla Buni, i dla Nilperta. Dla Hotei też mam. Zawsze możesz przyjść do mnie poleżeć, a ja pomiziam cię i przytulę tak jak lubisz.
- Nie mogę, bo on tam siedzi.
- Gdzie? 
- Niedaleko.
- Lalinko, zlituj się, Hotei jest w przedpokoju.
- No właśnie, niedaleko - nie ustawała w narzekaniu.

- A może byś się z nim pobawiła? Ty lubisz biegać i on też. Może zabawa w berka by ci się spodobała.
- Ja? Z nim? W życiu! - ostentacyjnie odwróciła się do mnie plecami, a jej ogon drgał z oburzenia.
- Lolu, ale biegając możesz zawsze być daleko od niego - chwyciłam się ostatniej deski ratunku.
Odwróciła głowę w moją stronę, jej spojrzenie było pełne politowania. Zamilkłam.

Po jakimś czasie usłyszałam ostrzegawcze wycie Loli - bawiła się w berka z Hotei na wszelki wypadek wyjąc żeby nie stracić twarzy.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Nowy


Jest u nas od pierwszego dnia Wiosny - ma na imię Hotei.
Długą drogę do naszego domu zniósł spokojnie, głównie śpiąc. W domu, z którego pochodzi otaczało go wiele kotów, raczej przyjaźnie usposobionych.
Bałam się reakcji na niego Wiedźkotów - to ich dom, mają swoje lata, mogli nie życzyć sobie malucha na swoim terenie. Czajenie się na siebie nie trwało długo, bo malutki wyszedł z założenia, że kot to kot, a koty są przyjazne i kiedy podsunie im się pod nos czoło to będą lizać.

Nie lizali - zrobili oczy jak spodki i uciekli. Maluch miał minę jakby miał się rozpłakać (choć to niemal niemożliwe). Oczy pełne zupełnego zaskoczenia, niezrozumienia sytuacji i rozpaczy patrzyły na mnie.
Wzięłam go na ręce i pogłaskałam po czółku, i za uszami - rozmruczał się.
- Nie przejmuj się - pocieszałam go - oni muszą mieć czas żeby cię polubić.
- Co to czas? - zapytał
- Czas to dzień, noc, dzień, noc i znowu dzień. I tak dalej, i dalej. Jasno, ciemno, ciepło, zimno. Zobaczysz jak płynie.
Postawiłam Hotei na podłodze, zaczął bawić się zabawką, która przyjechała razem z nim.
Przyszedł Nilpert.
- O, to można się z nim bawić? - zdziwił się nieco.
- Pewnie, że można, ale proszę o ostrożność, bo on jest malutki - zaznaczyłam.
- No. Widzę. - powiedział z przekąsem - Ty Duża musisz zmienić okulary, on za miesiąc będzie mojej wielkości, ale rozumiem, że ci się instynkt macierzyński włączył.
Po czym zagaił do Hotei.
- Choć mały, pobawimy się i zabijemy trochę czasu - zmrużył oczy i energicznie poruszył ogonem.
Maluch popatrzył na mnie przerażony.
- To co będzie jak my go zabijemy?
- Nie zabije się całkiem - uśmiechnęłam się - idź się bawić.
Pobiegli wspólnie ganiać się w tunelu.

poniedziałek, 2 marca 2015

Grypa


Dopadła bez uprzedzenia. Gorączka, potworny ból głowy i wszystkich stawów, mięśni... bolały mnie chyba nawet włosy. Leki nie bardzo działały - leżałam i czekałam na śmierć. Jakoś nie nadchodziła. Za to przyszła Lola.
- O jaka fajna ciepła jesteś. Tak jakoś lepiej grzejesz. Weź się ułóż to sobie na tobie poleżę - zażądała.
Posłusznie ułożyłam się tak żeby było miejsce na kota. Wlazła. Pomościła się chwilę, co było dla mnie udręką, bo ona mnie ugniatała, a mnie wszystko bolało, ale w końcu ułożyła się wygodnie. Choć oczywiście musiałam podtrzymywać jej grzbiet żeby się nie zsunęła.
Mrużąc oczy zaczęła mruczeć. Mruczała, mruczała, mruczała... a mnie ogarniała coraz większa senność. Zasnęłyśmy. Przez sen poczułam, że Lola delikatnie zeszła ze mnie i gdzieś poszła. Odwróciłam się na bok. Nie na długo...
- Słyszałem, że nieźle grzejesz - zagaił Nilpert wąchając mnie w nos - położyłbym się.

Posłusznie się odwróciłam. Nie mruczał tak głośno jak Lola, ale sen nadszedł znowu.
W nocy przyszła Bunia i tradycyjnie, nie pytając o zdanie wylizała mi czoło i trochę włosów.
Grypa minęła.

piątek, 13 lutego 2015

Samotność


W zakoconym domu człowiek nigdy nie jest samotny. Choć czasem są takie chwile, że chce. Chowa się w najciemniejszą ciemność, wydaje mu się, że znalazł najbardziej samotny kącik w całej przestrzeni, zaszywa się tam by wypłakać się spokojnie i zasnąć.
- Co robisz? - rozlega się nagle z tego najciemniejszego kąta i najciemniejszy kąt mówi głosem Nilperta.
- Rozpaczam - odchlipałam kątowi - muszę pobyć sama żeby przemyśleć różne rzeczy.
- Ale ja tu jestem więc nie jesteś sama - rozległo się z ciemności.
- Ja też tu jestem - ciemność zyskała drugi głos, tym razem Loli.
- A ja też mogę tu posiedzieć? - zapytała Bunia z mniejszej ciemności.
- Ale ja bym chciała sama... - opierałam się słabo i chlipiąco.
- Po co? Ty sobie myśl, a my cię popilnujemy. Poza tym jak myślisz to się nie ruszasz i można się na tobie położyć. Zrób płasko nogi, bo mi niewygodnie - odezwała się Lola moszcząc się na moich nogach.
- A jak już chwilkę porozpaczasz to rzucisz mi farfocla? - zapytał Nilpert z nadzieją, bo rzucanie farfocla mogłoby trwać dla niego cały dzień.
- Chyba jednak pójdę spać - odparłam smętnie, bo moja rozpacz gdzieś zaczęła odpływać wobec żądań Wiedźkotów.
- O, to świetnie - odezwała się Bunia - będę mogła wylizać ci włosy na głowie.
Żegnaj smutku, rozpaczy i samotności - koty czuwają.

piątek, 16 stycznia 2015

Zamieszanie


Nastąpił kataklizm, no, może zamieszanie albo po prostu zmiana.
Zadzwoniła miła pani, że będą nam wymieniać okna - najlepiej teraz, już.
Pierwszą moją myślą było - "o matko, koty tego nie zniosą".
Jakoś odgruzowaliśmy z Onym okolice okien, przesuwając to i owo, składając, upychając gdzie się da sprzęty podokienne. Na wszelki wypadek okryliśmy wszystko ogromnymi foliami. Z lekka zaniepokojone koty obserwowały, chodziły na ugiętych łapach i badały wyciągniętymi nosami.

Następnego ranka przyszli panowie z narzędziami (i oknami). Przywitali się, zakomunikowali, że oni wiedzą, że ja idę do pracy więc trzeba szybko i że coś ze zwierzętami. Odparłam grzecznie, że może tak najpierw wymienić w jednym pokoju to ja zamknę tam koty żeby nic im się nie stało. Panowie kiwnęli głowami i wzięli się do pracy.
Nilpert natychmiast się zdematerialozował (i zmaterializował, głównie w postaci oczu, pod wanną). Lola na wszelki wypadek trzymała się blisko mnie i obserwowała rozwój sytuacji z daleka, a Bunia... a Bunia zaczęła proces socjalizacji panów. Najpierw schowała się pod folię i stamtąd obserwowała co robią, potem zaczęła cichutko podchodzić i obwąchiwać skrzynki z narzędziami i wiaderka. Niemal w błogostan wpadła kiedy pan włączył jakieś urządzenie do cięcia.
Zaglądała wszędzie - prawdziwy kierownik robót.
W końcu i Lola znalazła świetny punkt obserwacyjny intruzów, na drapaku przykrytym folią, a Nilpert nieśmiało wyglądał od czasu do czasu przez dziurę w drzwiach łazienki.
Przeprowadziłam jeszcze akcję pt. "To nic, że brzęczy, koty mogą dostać przysmak zawsze" - co ośmieliło futrzastą ekipę jeszcze bardziej.

Następnego dnia - pan kończący prace przy wymianie okien był już najlepszym kumplem kotów. Leżały opodal lub bawiły się pod folią i to co robił człowiek zupełnie im nie przeszkadzało.
Niezłym pomysłem jest też chyba przestawienie drapaka w nieco inne miejsce - Lola i Nilpert zaakceptowali zmianę.


Oczywiście, folia dalej leży - niech koty coś mają z tego zamieszania.

czwartek, 8 stycznia 2015

Rozmowa...


Nie pisałam o tym... w naszym domu mieszkał jeszcze jeden kot. To Biała Pani. Zauważyłam ją kiedyś kątem oka siedzącą na najwyższej półce pod samym sufitem. Była prawie niewidoczna, jakby przejrzysta, choć wiedziałam, że ma białą, skrzącą sierść i niesamowicie zielono-błękitne oczy. Siedziała nieruchomo niczym alabastrowy starożytny posążek i patrzyła w dół. Z czasem stała się bardziej widoczna, ale tylko dla tych, którzy chcieli ją widzieć. Pewnej nocy stwierdziłam:
- Niedługo go zabierzesz.
- Nie zabiorę, dwunoga istoto. On po prostu ze mną odejdzie. Wszystkie moje dzieci wracają do mnie. Przychodzę po nie, by nie wracały samotnie i żeby łatwiej im było przedostać się na Tamtą Stronę.
- Nie widziałam cię kiedy umierała Miłka.
- Dwunogi mało widzą - odparła uśmiechając się lekko - czasem ich młode widzą i czują, ale potem to tracą. A szkoda. Byłam, odeszła ze mną spokojna.
W zamyśleniu zaczęła pielęgnować swoją sierść. Nie odzywałam się obserwując tą pozornie zwykłą czynność, w której było tyle piękna i elegancji.
- Ile mam jeszcze czasu? - spytałam w końcu.
- Niewiele. Jego serce jest już bardzo chore i słabe. Może zechcieć odejść w każdej chwili. Nie ma już sił choć jest bardzo do ciebie przywiązany. U mnie znowu będzie brykającym, radosnym kotem - wiesz, że powrót na Tamtą Stronę jest najlepszy dla niego.
- Wiem, ale to tak bardzo boli - odparłam łykając łzy.
- On też teraz cierpi, jest chory, a do tego odczuwa twoje emocje. Ciężko mu. Pozwól mu odejść.
- Masz rację. Kiedy przyjdzie czas, proszę, przeprowadź go bezpiecznie na Tamtą Stronę - wyszeptałam prośbę do Białej Pani.
Zamknęłam oczy, łzy spływały mi po policzkach.
W pewnej chwili poczułam delikatne dotknięcie kociej łapy na czole i cichutki głos w mojej głowie - "Śpij, dziecko..."

Do zobaczenia, Thorciku.
Thor (7.02.2010-1.01.2015)