niedziela, 12 lipca 2015

Kolana

Dzisiaj była taka leniwa niedziela. Tzn była niedziela i była leniwa raczej dla Wiedźkotów, bo moja głowa oraz palce pracowały niezmordowanie. Natomiast kolana były niemal wolne (nie licząc leżącego na nich laptopa). Pierwszy przyszedł Hotei.
- Mogę się położyć? - zagaił
- Zawsze możesz, a gdzie konkretnie? - zapytałam, nieustająco patrząc w ekran lapka.
- No tutaj, gdzieś - odparł wymijająco.
- Dawaj - mruknęłam.
To się wpakował. W niewielką przestrzeń moich nóg i oczywiście natychmiast zaczął się wiercić, i układać, bo miał za mało miejsca.
- Mogłabyś to zabrać? - zapytał układając zadek na klawiaturze laptopa - Niewygodnie mi.
- Ale ja pracuję.
- Nie pracujesz tylko naciskasz te kwadraciki. Dobrze, że przynajmniej czasem coś tu miga to mogę popatrzeć. Już przestań, chciałbym się położyć.
Odłożyłam laptopa na stół i ułożyłam nogi tak żeby Hotei mógł się wygodnie usadowić. Wytrzymał pięć minut. Przeleciała mucha więc Hotek poleciał za nią na balkon.
- O, wolne - ucieszyła się Lola, która zmaterializowała się nie wiadomo skąd.
- Nie, zajęte. Pracuję. - właśnie sięgałam po laptopa.
- Przestań, zrób kolana - zaczęła ugniatać mój brzuch - wiesz, chyba mam dredzika za uchem, mogłabyś rozczesać?
Po dredziku za uchem, był nieuczesany brzuszek i boczki. Ale w końcu kiedy dotarłam w okolice portek, znudziło jej się, ugryzła mnie, i poszła do kuchni coś zjeść.
Przyszła kolej na Nilperta.
- Fajnie, że dzisiaj tak siedzisz, mogę? - zapytał
- Chodź - laptop wszedł w stan hibernacji więc już mi było wszystko jedno.
Wlazł mi na kolana, pokręcił się, pougniatał i w końcu wywalił brzuch do góry. Podrapałam go czule pod brodą i między przednimi łapami. Rozmruczał się i rozanielił - zamarł w bezruchu. Na trzy minuty. Nagle ni z tego nie z owego zerwał się i pogalopował na balkon - jak się okazało przyleciała sroka ponaśmiewać się z kotów, a ta obraza wymaga obecności całego towarzystwa na balkonie.
Prawie całego... z małego pokoju wyjrzała Bunia.
- O, wolne...
Leniwa niedziela.