środa, 11 listopada 2015

Nad ranem...


Śniło mi się, że anioły grają w kręgle. Ogromne kule toczyły się po torze z udeptanych chmur i powalały gigantyczne kręgle z lodu. Hałas był nieprzeciętny.
Do tego anioły zawzięcie dyskutowały.
- Nie tak, patałachu, zaraz ci pokażę jak to się robi. Weź się odsuń - denerwował się jeden anioł.

- Sam się odsuń. Co jest nie tak? Potoczyła się, potoczyła. Dobrze zrobiłem - bronił się drugi.
- Ale za słabo, za słabo. Jak włożysz łapę tak to zobacz co będzie. No mówiłem, odsuń się - to znowu ten pierwszy.
- Ja sam, ja sam spróbuję - nie poddawał się drugi.
Łapy, jakie łapy? - przemknęło mi przez śpiący mózg. I już wiedziałam.
Otworzyłam oczy, nad plastikowym torem z kulką w środku siedzieli Nilpert i Hotei. Ten pierwszy instruował drugiego jak należy pacnąć kulkę żeby poturlała się daleko i wróciła do łapy żeby można ją było pacnąć znowu. Trening trwał już widać od jakiegoś czasu, bo Hotei operował łapą już całkiem zmyślnie.
- Jak wam idzie, aniołki? - zapytałam zachrypniętym i zaspanym głosem.
Nilert odwrócił się do mnie z uśmiechem.
- Fajnie, że nie schowałaś toru. Mogłem tego patałacha trochę pouczyć.
- A wiesz, która jest godzina?
- Nie znam się na zegarku, jestem kotem. Ale skoro już masz otwarte oczy to możesz nam dać śniadanie, prawda? - zmrużył oczy.
Aniołeczki ;)