piątek, 3 stycznia 2014
Noworocznie
Nastał nowy rok, ale zanim nastał groził nam Sylwester. Z całym sylwestrowym hałasem, wybuchami i tym całym niezrozumiałym zamieszaniem. Wiedziałam, że Wiedźkoty znoszą ten sylwestrowy bajzel raczej ze spokojem, oglądając kolorowe, iskrzące fajerwerki (o ile nie jest to szaleńcza kanonada) przez szczelnie zamknięte okno, wszystkie oprócz Nilperta. Tego największego domowego łotrzyka, zawadiaki spod ciemnej gwiazdy, chuligana z działek - właśnie jego fajerwerki przerażały i drżąc biegał po całym domu próbując się ukryć, a to w łazience, a to pod szafkami w kuchni. Tak było w zeszłym roku i zastanawiałam się co będzie w tym...
Przygotowaliśmy się solidnie - okna zostały szczelnie zamknięte co nieco wyciszyło to co docierało do nas z zewnątrz (a wybuchy zaczęły się już kilka dni wcześniej), rolety opuszczone do połowy żeby coś tam można było zobaczyć, ale też nie latało nad głową, w domu zostały włączone światła i zwykłe muzyczne dźwięki. My zasiedliśmy do oglądania filmów, a Wiedźkoty rozłożyły się opodal. A potem się zaczęło...
Miaukunia trójca jakby nie zareagowała bardzo, Lola wlazła na okno, zadarła głowę i powiedziała:
- Ojej... bardzo pięknie tylko trochę głośno - po czym wskoczyła na drapak, umyła się i zasnęła.
Bunia połaziła trochę, a to do kuchni, a to do pokoju, stwierdziła:
- Zmęczyłam się, mam jeszcze chore nóżki - i wlazła do koszyka celem wygodnego ułożenia rzeczonych nóżek i dokonania wieczornej, a w sumie to nocnej toalety.
Thor wykazał nieco zdenerwowania, ale ponieważ ciszej było w kuchni to najpierw siedział tam, a potem przyszedł do pokoju.
- Chodź tu Thorciku - zachęciłam go - pogłaszczę cię troszeczkę, bo jesteś dzielny i się nie boisz, a potem pobawimy się troszkę.
Przyszedł, trochę niepewnie, ale przyszedł. Wzięłam patyczek i zaczęłam się z nim bawić. Potem dołączył do nas Nilpert (rozglądający się nerwowo, sunący na lekko ugiętych łapach, z wrażenia nicniemówiący, ale jakby nie tak spanikowany jak rok wcześniej). Pobawiliśmy się jakiś czas... w końcu błyski i kanonada ustały. Na horyzoncie rozświetlały się ostatnie, pojedyncze sylwestrowe iskierki. Koty zażądały wypuszczenia na balkon celem wąchania dymu z pól bitewnych...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Znam jednego kota, który uciekł w noworoczne brajce i leśne świerkowce a i tam dochodziły go monster wybuchy trzeźwiejących chłopaków...
OdpowiedzUsuńNie sama forma rytuałów jest zła (bo wszak to stare pogańskie rytuały ;)) tylko nasze lekceważenie innych istot żyjących wokół nas i od nas zależnych.
UsuńGdyby koty wiedziały co się szykuje i miały możliwość pewnie uciekłyby jeszcze dalej ;)
A tak...gdyby wiedziały...tylko tak teraz myślę, czy to -jeszcze dalej- jest osiągalne w ten czas. Wszak bombardowanie i jego echa brzmiały wszędzie... :-/
OdpowiedzUsuń