środa, 19 grudnia 2012
Rózga
- Nilpert, wracaj tu cholero - krzyknęłam kiedy Nilpert pognał za Lolą żeby wskoczyć jej na plecy, przywalić łapą w łopoczące portki albo co innego - dostaniesz rózgę pod choinkę.
Zatrzymał się jak wryty, odwrócił i przyszedł do mnie wybałuszając i tak już wybałuszone oczy.
- Co to? - zapytał krótko.
- Co co? - nie skojarzyłam o co mu chodzi.
- Co to jest to co dostanę i dlaczego to ma być pod jakąś choinką. Poza tym, co to jest choinka? - uniósł pytająco brew, prawą.
- Rózga jest takim... patykiem dla niegrzecznych kotów - odparłam nieco bezmyślnie.
- Dostanę nową zabawkę - ucieszył się domowy chuligan - taka wędka czy patyk z piórkiem? - zaczął dociekać.
- Nilpert, rózga jest za karę - powiedziałam.
- Jak to za karę? Patyczek za karę? Nie obraź się, ale to jest jakieś ludzkie - lekko przymrużył oczyska - a ta choinka to co to?
- To jest takie drzeew... - ugryzłam się w język kiedy zauważyłam, że Nilpertowi zaświeciły się iskierki w oczach.
- Drzewo, naprawdę, drzewo? Prawdziwe? Będzie tu u nas? - zaczął się dopytywać. - Nilpercie, użyłam takich słów odruchowo - rozpoczęłam pokrętne wyjaśnienia - zarówno rózga jak i choinka są pewnymi symbolami...
- Eeee... tam... to one nie są na prawdę? Znowu poleciałaś człowiekiem. - wykrzywił pyszczek.
- Wiesz co..? Zrobię ci piórka na patyku - pogłaskałam go w czółko. Z zadowoleniem przymrużył oczy.
piątek, 23 listopada 2012
Zasady
- Znowu gdzieś byłaś - stwierdziła obrażonym tonem Lola kiedy wróciłam do domu.
- Zgadza się - odparłam - wyjechałam żeby się czegoś o was dowiedzieć.
- Ale my jesteśmy tutaj więc zupełnie niepotrzebnie zniknęłaś. Chcesz nas poznać, bądź z nami. - mruknęła Bunia obserwując uważnie przedpokój.
- No nie wiem... Podobno to właśnie jest niebezpieczne. Być cały czas z wami - stwierdziłam z wahaniem.
- A kto ci naopowiadał takich rzeczy? - zdziwił się Nilpert, który nagle pojawił się "niewiadomoskąd", wskoczył Lolce na plecy, oberwał od niej łapą, zdziwił się, odskoczył i pogalopował dalej.
- Taka jedna... - mruknęłam, podejrzewając, że Bunia może mieć rację. - tylko w tym rodzaju poznawania was chodzi o zasady według których postępujecie.
- To są jakieś zasady? - Thor jak zwykle miał wielkie, zdziwione oczy.
- Wy o nich nie wiecie, bo one są głęboko w was, to są takie jakby zasady gatunkowe, wszystkie koty tak mają - wyjaśniłam.
- I one z nas tak wyskakują choć my tego nie chcemy? - drążył temat Thor.
- Wyskakiwać nie wyskakują, ale w trudnych sytuacjach działacie właśnie tak jak chcą te zasady - kontynuowałam.
- Te zasady siedzą w moim brzuchu i tak robią? - zapytał zaniepokojony.
- W brzuchu to nie... raczej w głowie... Thor zerwał się na równe nogi
- Ja ich nie chcę w mojej głowie, zabierz je - nastroszył wąsy wycofując się całym ciałem.
- Widzisz... właśnie zasada wylazła na wierzch - roześmiałam się - twoje ciało zareagowało na zagrożenie.
- Gdzie, gdzie ona jest - Thor patrzył uważnie na swój ogon - zabierz ją ze mnie.
- Chodź do mnie tchórzusiu, paproszek masz na ogonie - uśmiechnęłam się do niego.
- Zgadza się - odparłam - wyjechałam żeby się czegoś o was dowiedzieć.
- Ale my jesteśmy tutaj więc zupełnie niepotrzebnie zniknęłaś. Chcesz nas poznać, bądź z nami. - mruknęła Bunia obserwując uważnie przedpokój.
- No nie wiem... Podobno to właśnie jest niebezpieczne. Być cały czas z wami - stwierdziłam z wahaniem.
- A kto ci naopowiadał takich rzeczy? - zdziwił się Nilpert, który nagle pojawił się "niewiadomoskąd", wskoczył Lolce na plecy, oberwał od niej łapą, zdziwił się, odskoczył i pogalopował dalej.
- Taka jedna... - mruknęłam, podejrzewając, że Bunia może mieć rację. - tylko w tym rodzaju poznawania was chodzi o zasady według których postępujecie.
- To są jakieś zasady? - Thor jak zwykle miał wielkie, zdziwione oczy.
- Wy o nich nie wiecie, bo one są głęboko w was, to są takie jakby zasady gatunkowe, wszystkie koty tak mają - wyjaśniłam.
- I one z nas tak wyskakują choć my tego nie chcemy? - drążył temat Thor.
- Wyskakiwać nie wyskakują, ale w trudnych sytuacjach działacie właśnie tak jak chcą te zasady - kontynuowałam.
- Te zasady siedzą w moim brzuchu i tak robią? - zapytał zaniepokojony.
- W brzuchu to nie... raczej w głowie... Thor zerwał się na równe nogi
- Ja ich nie chcę w mojej głowie, zabierz je - nastroszył wąsy wycofując się całym ciałem.
- Widzisz... właśnie zasada wylazła na wierzch - roześmiałam się - twoje ciało zareagowało na zagrożenie.
- Gdzie, gdzie ona jest - Thor patrzył uważnie na swój ogon - zabierz ją ze mnie.
- Chodź do mnie tchórzusiu, paproszek masz na ogonie - uśmiechnęłam się do niego.
środa, 17 października 2012
Cytryna
Pewnego jesiennego popołudnia na stole w kuchni pojawiły się śliwki, niemal węgierki oraz żółta jak słońce cytryna. Nic w tym dziwnego, bo śliwki na jesieni to normalne zjawisko, a cytryna jest właściwie całorocznie normalnym zjawiskiem (o ile ktoś pije na przykład herbatę z cytryną ewentualnie własnoręczną cytrynadę). Jako, że dary Matki Natury do domu przytargał Ony, był z nich dumny, szczególnie z cytryny...
- Zobacz tylko jak pachnie - zachwycał się przy kuchennym stole - i jaka żółta, i ma cieniutką skórkę.
To prawda była ładna, skórkę miała żółtą, w takim cieplejszym odcieniu, równą i sama była jakaś taka okrąglutka. Owoce wylądowały w misce i sobie tam spokojnie czekały na pożarcie. Aż w pewniej chwili, dzień czy dwa później, Ony zakrzyknął z kuchni
- Co zrobiłaś z cytryną?
- Nic, nie zrobiłam - od jakiegoś czasu nie piję herbaty z cytryną, bo mam wrażenie, że szybciej stygnie.
- To gdzie jest? - nie ustawał w dociekaniach.
- A skąd mam wiedzieć... nie brałam jej - odkrzyknęłam.
- No to kto wziął? - fakt nikogo więcej nie był w domu... Nikogo? Czy na pewno? Olśniło nas niemal jednocześnie.
- Thor... - zaczęłam słodko - nie wiesz gdzie jest cytryna? Ciągle leżysz na stole w kuchni, może widziałeś... takie żółte, okrągłe, tobie nieładnie pachnie.
- Nic nie widziałem, nic nie słyszałem i nic nie powiem - kot zamienił się w japońskie małpki...
- Bunia... Lola...? - popatrzyłam na relaksujące się na fotelu i półce dziewczyny.
- Wiemy co to cytryna - wymruczała Lola - była w kuchni, na stole, razem z tymi mniejszymi, ciemnymi, co się tak dobrze kulają.
- Kulają się? Śliwki się dobrze kulają? - tu mnie zaskoczyła, nie wiedziałam, że oni kulają śliwki.
- A cytrynę kulałaś?
- Nie, za duża... i śmierdzi - odmruknęła Lola. Pozostał Nilpert...
- Nilpi, widziałeś cytrynę?
- Nie. - odpowiedział krótko.
- Nileprcie, czy ty ją kulałeś? - zapytałam groźnie. Nilpert łypnął na mnie wielkimi oczami, mruknął pod nosem "Nie oddam i już." i pogalopował do kuchni.
Ony odnalazł wykulaną cytrynę pod kuchennymi meblami czyli w składziku ulubionych zabawek Nilperta.
piątek, 21 września 2012
Petycja
Najlepiej rozmawia się rano lub wieczorem. Oczywiście w taki dzień kiedy nie trzeba wychodzić z domu i zostawiać futrzastych samym sobie. Właśnie w taki dzień, polegiwałam sobie z książką, od czasu do czasu rzucając okiem co knują futrzaści. Bo coś knuli. Zaczytałam się przez chwilę i kiedy znowu rzuciłam okiem, okazało się, że wszystkie koty są obok mnie. Miały nastroszone wibrysy i jakąś niepewność w końcach ogonów.
- Coś się stało? - zapytałam.
- Niiiiccc... - zaczął niepewnie Thor, bo on zawsze tak jakoś niepewnie zaczyna.
- Stać się nie stało, ale mamy takie coś... - zaczęła Lola.
- Jakie coś? - odłożyłam książkę i przyjrzałam się kotom uważniej - Słucham was.
- Mamy do ciebie petycję - wypaliła w końcu Lola. Reszta jakby kiwnęła głowami, Thor usiadł i owinął sobie łapy ogonem, Nilpert przymrużył oczy, a Bunia położyła się i założyła łapę na łapę.
- Mogę prosić o więcej szczegółów? - zaczęłam się zastanawiać, jakich zmian w domu zażądają tym razem.
- Chcielibyśmy żebyś nie wychodziła z domu - wypaliła w końcu Lola, nos jej się zaróżowił z przejęcia.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Jak to nie wychodzić? Zupełnie i już?
- Nie, nie zupełnie. My wiemy, że musisz czasem zapolować i przynieść jedzenie, i te inne rzeczy. I czasem mogłoby cię nie być dłużej, ale nie tak codziennie. Codziennie nie ma cię długo i my nie wiemy czy wrócisz. Jakbyś nie wychodziła to byśmy wiedzieli, że jesteś - tłumaczyła Lola.
- Ale ja wracam.
- To prawda, ale my codziennie się denerwujemy i nie możemy żyć w swoim rytmie. Rano zrywasz się i się spieszysz, potem jak wracasz to też nie masz czasu,a potem śpisz. Jak śpisz to jesteś mało przydatna. Twoje ręce nie dobrze głaszczą przez sen. Lepiej głaszczą jak nie śpisz.
- To raczej zrozumiałe - mruknęłam - wiecie, ja o niczym innym nie marzę jak o siedzeniu z wami w domu. Ale już wam kiedyś tłumaczyłam, że muszę zarabiać pieniądze na przykład na jedzenie, w dzisiejszych czasach nie tak łatwo coś upolować więc te moje wyjścia muszą tyle trwać.
Pokiwali ze zrozumieniem głowami.
- Stara jest, nie poluje już tak szybko - mruknął Nilpert pod nosem.
piątek, 7 września 2012
Kartony
Jak wiadomo, kartony są najlepszym przyjacielem kota. Tak samo jak folia aluminiowa w kulkach, papierki, wstążki i piórka. Jeśli w mieszkaniu pojawi się karton to jest mnóstwo zabawy w chowanie, wyskakiwanie, zaczepianie, ataki i przyczaje. Tym razem przyjechały dwa, całe dwa kartony. Po opróżnieniu ich z "bardzo ważnej zawartości" zostały zaanektowane przez Bunię. Siedziała w środku i gryngroliła coś pod nosem czekając na przechodzącego Nilperta, by z szybkością pochrapującej kobry wyskoczyć na niego, po czym błyskawicznie schować zadek do środka żeby Nilpert nie przetrzepał jej portek. Przez jakiś czas cały przedpokój pełen był przemieszczających się kartonów z futrzastą zawartością. Potem wszystko ucichło. Jak ucichło to znaczy, że z pewnością coś się dzieje. Nie wnikałam co, bo coś tam rozpakowywałam w kuchni. Ale usłyszałam cichy głos Onego
- Chodź, zobacz... Cicho podeszłam. W mniejszym kartonie, ustawionym na większym, siedział Nilpert i przez uchylone górne skrzydło kartonu wypatrywał czujnie pojawienia się jakiegokolwiek Miaukuna. Był tak czujny, skupiony i wystający niczym z wieżyczki, że wyszeptałam - Czołgista,
- Janek Kot - dopowiedział Ony.
wtorek, 28 sierpnia 2012
Niedzielny poranek
Opowiesz nam o Miłce? - zapytała w pewien leniwy, niedzielny poranek Bunia.
- Jeszcze chyba nie mogę... to boli - odrzekłam cicho.
- Jak to boli - zdziwiła się Bunia - coś ci się stało? Uderzyłaś się w łapę?
- Nie, nie uderzyłam się - nie mogłam się nie uśmiechnąć - to boli mnie tam w środku.
- Masz chory brzuch? - nie ustępowała Bunia.
- Nie, to jest taki ból z braku, wiesz... jak głód. Bo kogoś nie ma obok ciebie, bo nie udeptuje wieczorem, nie mruczy, nie jest. Każde z was jest moim bliskim, każde jest inne i coś przynosi do naszego życia - radości i smutki, ja dbam o was wy o mnie, jesteśmy Mymami, a jak któregoś zabraknie to boli... - mówiłam.
- Mnie nie boli w środku - stwierdziła po zastanowieniu Bunia - już dzisiaj jadłam, a Miłka na mnie syczała.
Uśmiechnęłam się - nie można było się z nią nie zgodzić. Miłka taka właśnie była, nie przepadała za innymi kotami, była raczej samotnicą, a może kotką-przywódcą, bo także nam narzucała swoją wolę. Wiedziała co dla nas najlepsze i nie zmieniała zdania. Pozostałe koty traktowała z góry, z wyższością i dystansem. Ale my byliśmy dla niej stadem, rodziną... Z Onym czytała książki, wpatrzona w niego jak w obrazek, mnie leczyła z ciężkiego przeziębienia, kiedy ktoś zapukał do drzwi broniła mieszkania z głuchym pomrukiem, a potem przychodziła się poprzytulać "waląc z liścia" któregoś kota po drodze.
- My tacy nie jesteśmy? - zapytała Bunia.
- Każde z was jest inne i bardzo się cieszę, że się nie bijecie, na przykład - odparłam. W tym momencie na łóżko wpadł Nilpert, skoczył rozbawiony z rozpędu na Bunię i użarł ją kark...
- Jeszcze chyba nie mogę... to boli - odrzekłam cicho.
- Jak to boli - zdziwiła się Bunia - coś ci się stało? Uderzyłaś się w łapę?
- Nie, nie uderzyłam się - nie mogłam się nie uśmiechnąć - to boli mnie tam w środku.
- Masz chory brzuch? - nie ustępowała Bunia.
- Nie, to jest taki ból z braku, wiesz... jak głód. Bo kogoś nie ma obok ciebie, bo nie udeptuje wieczorem, nie mruczy, nie jest. Każde z was jest moim bliskim, każde jest inne i coś przynosi do naszego życia - radości i smutki, ja dbam o was wy o mnie, jesteśmy Mymami, a jak któregoś zabraknie to boli... - mówiłam.
- Mnie nie boli w środku - stwierdziła po zastanowieniu Bunia - już dzisiaj jadłam, a Miłka na mnie syczała.
Uśmiechnęłam się - nie można było się z nią nie zgodzić. Miłka taka właśnie była, nie przepadała za innymi kotami, była raczej samotnicą, a może kotką-przywódcą, bo także nam narzucała swoją wolę. Wiedziała co dla nas najlepsze i nie zmieniała zdania. Pozostałe koty traktowała z góry, z wyższością i dystansem. Ale my byliśmy dla niej stadem, rodziną... Z Onym czytała książki, wpatrzona w niego jak w obrazek, mnie leczyła z ciężkiego przeziębienia, kiedy ktoś zapukał do drzwi broniła mieszkania z głuchym pomrukiem, a potem przychodziła się poprzytulać "waląc z liścia" któregoś kota po drodze.
- My tacy nie jesteśmy? - zapytała Bunia.
- Każde z was jest inne i bardzo się cieszę, że się nie bijecie, na przykład - odparłam. W tym momencie na łóżko wpadł Nilpert, skoczył rozbawiony z rozpędu na Bunię i użarł ją kark...
środa, 8 sierpnia 2012
Zwykłodzienność
- Ot, zwykłodzienność - zamruczał Thor rozciągnięty na całą swoją, niebagatelną długość pod biurkiem.
- Co masz na myśli? - zapytała zaciekawiona Bunia kontemplująca to co działo się poza balkonem.
- Mam na myśli to co dzieje się teraz i jutro teraz i pojutrze teraz. Rano otworzyłem oczy, Ona miała zamknięte to pougniatałem łóżko, ona zamruczała - to znaczy, że jest zadowolona kiedy ugniatam.
- No nie wiem... Kiedy ja ostatnio ugniatałam to piszczała - zauważyła Bunia.
- Bo stałaś jej na gołym brzuchu, a ona ma kiepską sierść na brzuchu i ją podrapałaś - Thor z niesmakiem popatrzył na Bunię - trzeba mieć trochę wyczucia.
- Miałam - oświadczyła Bunia - wystawiałam pazurki bardzo delikatnie.
- No to czemu piszczała? - wtrącił się Nilpert
- Nieważne, wracając do zwykłodzienności - Thor powrócił do tematu - potem jemy i idziemy do kuwety no i bawimy się, a już zupełnie później zalegamy i wylegujemy się w naszych miejscach. Tak to jest. Teraz jeszcze z nami jest Ony, ale on nie przeszkadza w zwykłodzienności - też ma swoje zadania, a my sprawdzamy czy dobrze je robi.
- Ale Ona ostatni znika na dłużej niż zwykle, to zastanawiające... i potem przynosi interesujące zapachy - zauważyła Bunia - właziłam ostatnio do tej dużej torby, która stała na podłodze. Ojjj... jak pachniało... podobało mi się, ale też się bałam, bo to jest nieznane... ale bardzo intrygujące - Bunia zmrużyła oczy - ale po kilku dniach znowu mamy zwykłodzienność.
czwartek, 19 lipca 2012
Tego nie robi się...
"Tego nie robi się kotu..." napisała Pani Wisia. A człowiekowi? Czy można coś takiego zrobić człowiekowi? Myślałaś kiedyś o tym? W szafie skrzypnęły drzwi. Wiem, że tam jesteś... Dlatego drzwi szafy pozostają stale uchylone... Bo tam przecież bywasz. Czuwasz nad domem, gdzie mam nadzieję, żyło nam się dobrze. Tylko, że najzwyczajniej w świecie pewnego dnia postanowiłaś, że dosyć, że wystarczy bycia razem, porannych mizianek, wspólnego spoglądania w komputer, rozmów o wszystkim i o niczym czy po prostu wspólnego milczenia zakończonego zwykle mruczankami. Postanowiłaś wyprowadzić się na Tamtą Stronę. Żeby co..? Pokazać nam jaka byłaś dla nas ważna? Przecież wiemy - byliśmy razem 17 lat, byłaś Matką Mafii, Millenium, Milenką, Milunem... zawsze obok nas w zdrowiu i w chorobie... A może wybrałaś Tamtą Stronę żeby już zawsze być z nami... stukotem niewidocznego pazura, skrzypnięciem drzwi szafy, burym grzebietem przemykającym na krawędzi widzenia. Wiem, że jesteś... bądź... Ale tego nie robi się człowiekowi...
Miłka (1992 - 19.07.2010)
środa, 13 czerwca 2012
Nieobecność
Nie było nas. Całe półtora dnia. Ale wróciliśmy. Nilpert wpadł w szalonym pędzie w moje nogi
- Wróciliście już? - zastygł na sekundę i powąchał z uwagą moje buty, po czym popędził dalej, chyba nie czekając na odpowiedź.
- Tak już jesteśmy. Tęskniliśmy - oświadczyłam w przestrzeń mieszkania, z której powoli zaczęła wyłaniać się reszta kociego towarzystwa.
- A my nie - złośliwie oświadczyła Lola, która wyglądała na obrażoną.
- Ja tęskniłem... siedziałem pod łóżkiem - cichutko powiedział Thor, ale zaraz umilkł pod groźnym spojrzeniem Loli.
- Lola, uspokój się - w końcu odezwała się Bunia - pewnie, że was brakowało. Nie było tak jak zawsze, a to nas niepokoi. Musimy mieć wszystko ustalone i wiedzieć, że wszystko odbędzie się tak jak zawsze i wtedy jest dobrze i nie boimy się... troszkę - Bunia jakby nieco się zawstydziła.
- Staraliśmy się żeby nie było wam strasznie, była z wami Babcia Kinia - trochę zaczęłam się usprawiedliwiać - byliście grzeczni?
- Byliśmy - odpowiedział zgodny czteromruk, co jest rzeczą nieczęsto spotykaną.
- Na pewno? Słyszałam, że ktoś tu naciągnął Babcię na mleko, a tego wam nie wolno - popatrzyłam chyba groźnie.
- To ona - oświadczył Nilpert wskazując Lolę i jednocześnie uskakując na bezpieczną odległość od lolinych łap - widziałem, miauczała przeraźliwie i szarpała Babcię za ubranie.
- Donosiciel - syknęła Lola - a ty lilipucie może nie skorzystałeś i nie dostałeś mleka? Co? - No i jak mamy was zostawiać samych?
- Jak to samych? Była z nami Babcia - zameldował zgodny chór.
sobota, 2 czerwca 2012
Codzień
- O motylek - zaćwierkał Thor śledząc wzniebowziętym wzrokiem mola.
- Mhm... dużo ich mamy - nie byłam tak zadowolona jak Thor, bowiem mole były, są i będą u nas pomimo moich prób wyeksmitowania latającego towarzystwa z naszego mieszkania. Choć w sumie, koty mają radochę to niech sobie motylki latają.
- Motylki latają, ty latasz - mruknęła Lola z drapaka - byś usiadła, poleżałabym sobie...
- Przecież właśnie leżysz - nieco się zdziwiłam. - Wolę na tobie, drapak jest jakiś taki... bezosobowy, a ty masz dobre kolana.
- Dziękuję ci bardzo - uśmiechnęłam się - zaraz zrobię sobie herbatę i usiądę.
- Ta herbata to dobra rzecz, twoje kolana stają się wtedy lepsze. To idź szybko sobie zrobić - zaczęła się niecierpliwić Lola.
Poszłam. Thor natychmiast, magicznym sposobem, pojawił się w kuchni.
- Masz mięso? - zapytał konspiracyjnie.
- Mam, jest w garnku.
- Dobre już?
- Nie, musisz jeszcze trochę poczekać. Idź zjedz mola - poradziłam.
Popatrzył na mnie z wyrzutem.
- Mól jest mały i musiałbym zjeść dużo moli, a one pokazują się po jednym... umrę z głoduuu - zawył.
W tym momencie do kuchni wpadł pędem Nilpert, wskoczył na stół, ślizgiem dotarł do okna, niemal rozpłaszczył się na szybie, błyskawicznie zakręcił i wskoczył za lodówkę, prawie natychmiast stamtąd wyskoczył i popędził do pokoju gdzie lotem błyskawicy znalazł się na drapaku.
- Fajnie, nie? - ni to stwierdził, ni to zapytał - a masz mięso?
Dzień jak Codzień.
sobota, 19 maja 2012
Wojna bąbelkowa
- Mhrrr... - dopowiedziała półśniąc Lola z narożnika. Oprócz nudy było też ciepło więc koty nieco przesadzały z tą nudą, bo i tak w taki dzień nic by nie robiły do wieczora. Jak tak będą spały cały dzień to ja nie będę spała w nocy bo je będzie roznosiło - pomyślałam - już ja je znam... Bunia będzie zrzucać książki albo wyciągać tekturowe szufladki, Nilpert wykopie spod ziemi najgłośniejszą zabawkę, a Thor i Lola będą siedzieć nad moją głową i się we mnie wpatrywać. O nie! Myślałam dalej intensywnie, tak nie może być... i nagle mnie olśniło. Folia!!! Folia bąbelkowa, całe trzy metry schowane w pudełku. To jest to. Poszłam do kuchni, przytargałam stamtąd krzesło, które położyłam w pokoju na podłodze, ułożyłam jeszcze tunel i całą konstrukcję nakryłam folią. Koty zareagowały natychmiast - oprócz Loli, która nie zniży się do takich wygłupów. Pierwsza pod folię schowała się Bunia, która uważała, że jak siedzi pod to jej nie widać, za to ona znakomicie widzi resztę czyli Thora i Nilerta, którzy z kolei czaili się na Bunie i zabawki. Nilpert wskoczył na krzesło - ma chłopak jakąś manię niższości czy co, bo zawsze musi być wyżej - i próbował wypłoszyć Bunię, której przecież wcale nie było widać. Za moment tunelem zaatakował Thor i zaczęły się gonitwy, skoki i napadki. A to była zwykła folia bąbelkowa...
wtorek, 15 maja 2012
Rozczarowanie
- Jesteś taka jakby zła i smutna - zauważył Thor dzisiejszego popołudnia.
- Chyba najlepszym słowem jest rozczarowana - próbowałam określić swój stan - ale masz rację jest tu trochę złości, a trochę smutku.
- Dlaczego tak ci jest? - zapytał ostrząc z pietyzmem pazury.
- Ostatnio ktoś mi zadał pytanie po co z wami dyskutuję skoro wy macie i tak swoje zdanie - uśmiechnęłam się do niego.
- Dyskutujesz, bo to miłe - zmrużył oczy - ty mi mówisz co myślisz, a potem ja ci mówię co myślę, wymieniamy się myślami co o czymś sądzimy, nie hyyyczymy i nie bijemy pazurami, dyskutujemy kulturalnie, choć na przykład ja cię czasem lekko ugryzę, a ty mnie czasem przytrzymasz. Ale robimy to z wzajemnym respektem - dodał zagarniając łapą puszysty ogon i rozpoczął jego pielęgnację.
Skąd on zna takie wyrazy - pomyślałam - co oni tu robią kiedy nas nie ma?
- Masz całkowitą rację - przyznałam - widzisz, moje rozczarowanie wynika stąd, że myślałam, że jest miejsce gdzie można kulturalnie dyskutować, a okazało się, że nie. I jestem smutna i zła, że dałam się tak oszukać. A może to to miejsce się tak zmieniło... - zadumałam się.
- Nie martw się - wtrąciła się Lola - z nami zawsze możesz podyskutować, my nie rozczarowujemy... dziwny wyraz - popatrzyła na mnie uważnie zielonkawymi oczami - pozbawiający czarów... mhryyy...
- To prawda, wy nie rozczarowujecie... wy oczarowujecie - przytuliłam twarz do buninej rudej miękkości.
niedziela, 13 maja 2012
Kwestia żywienia
- Trzeba wam obciąć pazury - powiedziałam niedzielnego przedpołudnia.
- Nie trzeba - odpowiedział zgodny, nieco zaspany, chór z różnych zakątków pokoju. Było to o tyle dziwne, że u nas zwykle chór nie występuje. Jest to niemal niemożliwe zjawisko albowiem każdy mieszkaniec Wiedźmowa ma swoje zdanie... i już. Na przykład Lola nie lubi mięsa więc nie zakrzyknie radośnie kiedy w misce pojawia się wołowina. No chyba, że ryba, ale też nie za bardzo i tylko takie maluteńkie kawałeczki. W temacie przysmaków też nie ma jednogłosu. Bunia najchętniej jadłaby takie najpaskudniejsze, ale ich nie dostaje więc cierpi w milczeniu. Lola lubi te zielone - twarde są, ale Lola potrafi je schrupać. Najbardziej zgodni są Thor i Nilpert - lubią takie długie przysmaki w formie pałeczek. Thor chyba usłyszał o czym myślę, bo zamlaskał przez sen. Zupełny obłęd jest z puszkami. Zwykle kiedy w domu pojawia się coś "na próbę" jest w porządku, natomiast kiedy kupię większą ilość to wtedy już jest nie dobre. I co? Sama mam jeść?
- Możesz spróbować - mruknęła Lola zalegająca na poduszce opodal.
- Niesłone są - odparłam zgodnie z prawdą. - To sobie dosol. My nie możemy jeść słonych rzeczy, bo nam to szkodzi na nerki - powiedziała Bunia.
- Przecież wiem. Dlatego dostajecie kocie jedzenie, a nie ludzkie, słone - poczułam się trochę urażona.
- My wiemy, że ty wiesz, ale czasem można przypomnieć - Bunia otworzyła oczy i popatrzyła na mnie z lekkim rozdrażnieniem - zresztą sól ludziom też nie służy.
- A ty co? W internecie wyczytałaś? - zapytałam złośliwie.
- Nie, w radio mówili - obraziła się Bunia.
sobota, 28 kwietnia 2012
Pudełko z koralikami
- Musimy? Jest gorąco i chcę spać aż przestanie być tak gorąco - wymruczała.
- Wiesz... ja też chciałam dzisiaj spać a ty zrzuciłaś na podłogę pudełko z koralikami - odparłam - i o tym chciałam porozmawiać. Czy mogłabyś w nocy i nad ranem nie wysuwać szufladek i nie zrzucać różnych rzeczy na podłogę?
- Nie mogę - Bunia otworzyła jedno oko i popatrzyła na mnie bardzo spokojnie.
- Dlaczego nie możesz? - zdziwiłam się.
- Ponieważ czegoś od ciebie chcę, a ty śpisz - patrzyła na mnie już para złoto-zielonych oczu.
- Nie możesz poczekać z tym chceniem na później? - zapytałam błagalnie, bo spadające, grzechoczące pudełko, gdzieś o 4. nad ranem, nie jest najprzyjemniejszą rzeczą na świecie.
- Nie mogę, nie wiem co to jest "później", wiem co to jest "teraz" - oświadczyła.
- Jak to? Przecież kiedy mówię, ze nakarmię was później to wiesz o co chodzi - zdziwiłam się.
- To nie tak, ja wiem kiedy jest "teraz na jedzenie". A teraz mi nie przeszkadzaj, bo jest "teraz na sen" - zamruczała.
czwartek, 19 kwietnia 2012
Dzień zwierząt?
- To znaczy czyj? - Nilpert wpadł w pełnym galopie do kuchni, usiłował wcisnąć się pod szafki, ale mu nie wyszło.
- No wasz też - powiedział Ony.
- A wy? - dalej dociekał Nilpert wpatrując się w Onego.
- Yyy... - zająknął się Ony - nooo... nasz niby też...
- A wy nie jesteście zwierzętami? - zastanawiał się Nilpert - to by było dziwne, macie oczy jak wszyscy, macie uczy, trochę inne, ale macie, macie łapy... jak spałem na tobie to słyszałem jak ci płynie krew i bije serce. Jesteście tacy jak my czy nie?
- Jesteśmy - zgodził się Ony - ale mamy coś jeszcze, inteligencję.
- Wiem, wiem - mruknął Nilpert wygryzając sobie koniuszek ogona - to po to żeby się móc nami opiekować, w końcu dzięki temu wymyśliliście lodówki, gdzie można trzymać mięso.
wtorek, 10 kwietnia 2012
Wiosenna rozmowa
- Czemu się martwisz? - zapytała Bunia ocierając się o moją dłoń.
- Bo ludzie uwielbiają się martwić - odparłam drapiąc ją delikatnie pod brodą - to podobno ludzka cecha takie martwienie.
- Nie rozumiem... jak jestem głodna to szukam jedzenia, jak chcę się bawić to się bawię albo zaczepiam Thora lub Nilperta, kiedy chcę spać to idę spać. A ty się martwisz - polizała rudą łapę z przejęciem.
- A wiesz mądralo, co to są na przykład pieniądze? - zapytałam.
- Nie. A to o te pieniądze się martwisz? - popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Nie całkiem - odparłam - pieniądze to takie coś co dajesz komuś za rzecz, której potrzebujesz. I on ci tę rzecz daje.
- A je się je? - oczy Buni zrobiły się okrągłe.
- Nie, one są z papieru albo metalu, albo w ogóle ich nie ma, są takie hm... umowne.
- Jak to umowne?
- To znaczy umawiam się z kimś, że wierzymy, że one gdzieś tam są, ale nie mamy ich w ręce... to trochę skomplikowane - miałam chyba głupią minę.
- Dziwne. No to czym się martwisz? - nie dawała za wygraną.
- Bo żeby je mieć to trzeba wychodzić z domu i iść na wiele godzin do pracy, a ja bym wolała opiekować się wami i być tu cały czas. Wiesz, patrzeć czy nic wam się nie dzieje,
pilnować czy wszystko macie, pomiziać się, poprzytulać... wiesz Thor...
- Wiem, masz rację - kiwnęła głową - tak by było lepiej, niepokoję się kiedy idziesz i długo cię nie ma.
- No właśnie - podrapałam ją za uchem.
- Ale nie można tego zmienić? - spytała po chwili kiedy napawała się drapaniem, mrużąc oczy.
- Nie bardzo - mruknęłam.
- To może będziemy mocno myśleć żeby było lepiej - zaproponowała.
- Tak, to dobry pomysł - usiadłyśmy razem i zmrużyłyśmy oczy, wystawiając twarze do wiosennego słońca.
wtorek, 3 kwietnia 2012
Myszy
- Kto wie gdzie są zabawki od ciotki Jagi? - rzuciłam w domową przestrzeń nie spodziewając się specjalnie odpowiedzi. Rzeczywiście, zaległa cisza, która mnie jakoś nie zdziwiła.
- Słuchajcie, przyjechały trzy myszy, czasem widzę jedną albo drugą, trzech nie zarejestrowałam od momentu wyjęcia ich z koperty. Która zaraza schowała myszy?
- Ja nie - mruknęła Bunia zajęta toaletą tylnej nogi - fajne były, ale mam szczura, można na niego usiąść - mruczała dalej zadowolona.
Lola spojrzała na mnie wymownie wzrokiem, który jasno mówił: chyba nie myślisz, że zniżyłabym się do chowania myszy. To prawda, nie zniżyłaby się.
Popatrzyłam na Thora. - - Mnie boli ucho, bo mnie Nilpert ugryzł - popatrzył na mnie ogromnymi oczami. Rzeczywiście, tym razem Nilpert Paskuda zaatakował od frontu i Thor ma skancerowane ucho.
- Nilllpeeert..? - zaczełąm.
- Nie oddam - rzucił szybko i pognał w te pędy do kuchni. Kiedy tam dotarłam spod kuchennych mebli wystawał tylko ruchliwy ogon w towarzystwie dwóch tylnych nóg, a spod szafek dochodziło niewyraźne
- Nie oddam... moje ssskarby...
poniedziałek, 2 kwietnia 2012
Wieczór...
- Każdy z naszych kotów ma jakąś fobię - stwierdził Ony.
Koty popatrzyły na niego ze zdziwieniem, a zaraz potem z politowaniem.
- A on to niby nie ma... - mruknęła Lola z wiklinowego fotela, gdzie właśnie ucinała sobie drzemkę.
- Każdy z nas ma jakąś albo kilka - powiedziałam pojednawczo - ale nasze koty..? Chyba nie...
- Jak to nie - Ony nie dawał za wygraną - popatrz na Nilperta, ta jego pasja toaletowa. Popatrzyłam. Może i miał trochę racji. Bowiem Nilpert kocha toaletę... i wszystko co się tam dzieje. Leci woda - Nilpert obserwuje, otwarta muszla - Nileprt zagląda, ktoś siedzi w łazience - Nilpert układa się w umywalce. Poza tym fascynuje go papier toaletowy, który nie może spokojnie zwisać sobie ze zwiniętej rolki... Ostatnio Nilpert odkrył krople wody w lodówce... Trzeba zatem uważać żeby nie zamknąć tam Nilperta.
A reszta? Tak, reszta też... Bunia właśnie siedzi na oknie w kuchni i śpiewa. Uwielbia śpiewać. Najlepiej wieczorem kiedy gasimy w półśnie światło... Wtedy Bunia zaczyna swoje arie. I żeby to było takie zwykłe "miau", a gdzieżby... to jest donośny, wprost z buninej przepony śpiew syreni, aria divy operowej do Księżyca i ludzi, którzy opuścili kota w najciekawszym momencie doby i ośmielili się zasnąć.
Lola... Lola kocha swój trawnik miłością absolutną. Jeszcze po zimie nie zdąży wyjść nowa trawa, a Lola już zalega na swoim trawniku i wygniata te biedne maleńkie roślinki. Ale niech tam... w końcu to jej własny trawnik - jak sobie wygniecie tak będzie miała.
- Napisałaś to - Lola otworzyła swoje zielonkawe oczyska i popatrzyła groźnie.
- No trochę... - zrobiło mi się nieco głupio.
- Za karę, przy najbliższej okazji wygniotę ci przywrotnik - oświadczyła z mściwą miną i znowu zasnęła.
- A czy Thor ma jakąś fobię? - zapytał niewinnie Nilpert wbrykując do pokoju.
- Nie. Thor ma senny koszmar, którym jesteś ty, Nilpercie.
- Jesteś okrutna - obraził się Nilpert.
- Będę mniej, jeśli przestaniesz gryźć Thora w portki i w ogon. Wiesz, że on jest większy i nie może się tak szybko odwrócić - wyjaśniłam - uważaj żeby kiedyś na ciebie nie usiadł, bo cię zadusi.
Nilpert uśmiechnął się z wyższością.
Koty popatrzyły na niego ze zdziwieniem, a zaraz potem z politowaniem.
- A on to niby nie ma... - mruknęła Lola z wiklinowego fotela, gdzie właśnie ucinała sobie drzemkę.
- Każdy z nas ma jakąś albo kilka - powiedziałam pojednawczo - ale nasze koty..? Chyba nie...
- Jak to nie - Ony nie dawał za wygraną - popatrz na Nilperta, ta jego pasja toaletowa. Popatrzyłam. Może i miał trochę racji. Bowiem Nilpert kocha toaletę... i wszystko co się tam dzieje. Leci woda - Nilpert obserwuje, otwarta muszla - Nileprt zagląda, ktoś siedzi w łazience - Nilpert układa się w umywalce. Poza tym fascynuje go papier toaletowy, który nie może spokojnie zwisać sobie ze zwiniętej rolki... Ostatnio Nilpert odkrył krople wody w lodówce... Trzeba zatem uważać żeby nie zamknąć tam Nilperta.
A reszta? Tak, reszta też... Bunia właśnie siedzi na oknie w kuchni i śpiewa. Uwielbia śpiewać. Najlepiej wieczorem kiedy gasimy w półśnie światło... Wtedy Bunia zaczyna swoje arie. I żeby to było takie zwykłe "miau", a gdzieżby... to jest donośny, wprost z buninej przepony śpiew syreni, aria divy operowej do Księżyca i ludzi, którzy opuścili kota w najciekawszym momencie doby i ośmielili się zasnąć.
Lola... Lola kocha swój trawnik miłością absolutną. Jeszcze po zimie nie zdąży wyjść nowa trawa, a Lola już zalega na swoim trawniku i wygniata te biedne maleńkie roślinki. Ale niech tam... w końcu to jej własny trawnik - jak sobie wygniecie tak będzie miała.
- Napisałaś to - Lola otworzyła swoje zielonkawe oczyska i popatrzyła groźnie.
- No trochę... - zrobiło mi się nieco głupio.
- Za karę, przy najbliższej okazji wygniotę ci przywrotnik - oświadczyła z mściwą miną i znowu zasnęła.
- A czy Thor ma jakąś fobię? - zapytał niewinnie Nilpert wbrykując do pokoju.
- Nie. Thor ma senny koszmar, którym jesteś ty, Nilpercie.
- Jesteś okrutna - obraził się Nilpert.
- Będę mniej, jeśli przestaniesz gryźć Thora w portki i w ogon. Wiesz, że on jest większy i nie może się tak szybko odwrócić - wyjaśniłam - uważaj żeby kiedyś na ciebie nie usiadł, bo cię zadusi.
Nilpert uśmiechnął się z wyższością.
niedziela, 1 kwietnia 2012
My
My... to znaczy kto..?
- rzuciłam w przestrzeń... Cisza... Po jakimś czasie, z pokoju obok odezwał się głos Onego - Ale w jakim sensie? Uśmiechnęłam się pod nosem - W sensie, kto mieszka w Wiedźmowie.
- My - odpowiedział Ony.
- A my to kto? - nie ustępowałam.
- Ty, ja - odpowiedział - i wszystkie nasze cztery koty widzialne i reszta niewidzialna. Wiedziałam, że się uśmiechnął do któregoś kota, który właśnie zalegał gdzieś obok, pewnie Nilperta, wiele rzeczy robią wspólnie. Popatrzyłam na Bunię pochrapującą przy drukarce, przestała chrapać i uchyliła jedno oko
- Ony ma rację, my to my, i już.
Nieopodal wylegiwał się Thor - Bunia wie co mówi, jesteśmy mymami, wszyscy.
- Thor, nie ma słowa "mymami", może być, że jesteśmy stadem? - byłam dociekliwa.
- Do stada to bym cię nie wzięła - odezwała się Lola z drapaka - za bardzo się szarogęsisz.
- Przykro mi, że tak sądzisz, staram się dobrze wami opiekować, ale czasem brakuje mi czasu żeby wszystko zrobić w odpowiednim tempie - odparłam.
- To prawda - mruknęła Lola - za bardzo się spieszysz i te nieprzyjemne rzeczy się kumulują.
- Skąd znasz słowo "kumulują"? - zdziwiłam się.
- Nie musisz wiedzieć wszystkiego - powiedziała Lola i zamknęła oczy kończąc rozmowę. - Thor, możemy wrócić do "mymów"? - spytałam.
- A co chcesz wiedzieć? Mymy to my, mymy się strzegą nawzajem, opiekują się sobą, dbają o siebie. Ja jestem twoim mymem, a ty moim...
Początek..?

Podobno jest Wiosna... Podobno. Udało mi się ją jak gdyby uchwycić, ale wymknęła się, otuliła mgłą, chmurami i schowała za deszczem, śniegiem i gradem... Może jeszcze przyjdzie... Mam nadzieję, że przyniesie nam dobre chwile i przegoni troski.
Kiedy nastaje, człowiek ma nadzieję na nowy początek... Oby już nastała...
Subskrybuj:
Posty (Atom)